Agnieszka Radwańska: W przyszłym roku chcę wygrać Szlema!

32

Po historycznym dla polskiego tenisa zwycięstwie w turnieju Masters w Singapurze Agnieszka Radwańska spotkała się w Warszawie z dziennikarzami, aby uczcić wspaniały sukces i podsumować ciężkie dziesięć miesięcy sezonu. Na początku wszyscy zebrani w siedzibie Toyoty chcieli się dowiedzieć od krakowianki, jakie to uczucie zwyciężyć w Mistrzostwach WTA. Agnieszka otwarcie przyznała, że chwila po ostatniej piłce spotkania była nie do opisania.

Trudno było to opisać słowami. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Przy takich końcówkach jest mnóstwo nerwów. Przez kilka chwil, a może nawet i godzin nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. To były łzy szczęścia, że udało mi się wygrać turniej takiej rangi, z takimi zawodniczkami. Poczułam również ulgę, że po tak trudnych pojedynkach, a z dnia na dzień było coraz trudniej, udało mi się rozstrzygnąć wszystko na swoją korzyść.

26-letnia Polka zauważyła także, że gdyby ktoś powiedział jej pół roku temu, że zdoła awansować do grona ośmiu najlepszych tenisistek rankingu i wygrać WTA Finals to po prostu by w to nie uwierzyła. Na początku roku zupełnie nie mogłam się tego spodziewać. Początek był ciężki, to nie były wyniki, z których mogłam być zadowolona. Pierwsze pół roku na pewno było słabsze. Wszystko zaczęło się lepiej układać od kortów trawiastych. Zdecydowanie lepiej czułam się na korcie, a późniejsze występy w Azji nie potrzebują chyba żadnej oceny. Od początku do samego końca grałam swój najlepszy tenis. W kwietniu nie uwierzyłabym, że wygram w Singapurze chociaż jeden mecz.

Radwańska odniosła się także do swoich słabszych wyników z początku sezonu i tego, dlaczego akurat w Azji zdołała odbudować swoją formę. Na początku sezonu mój poziom tenisa nie odbiegał aż tak bardzo od tego, co pokazałam teraz w Azji. Nie byłam jednak w stanie przełożyć tego, co było na treningu, na mecz i stąd słabsze wyniki. W trudnych chwilach pomogły mi przede wszystkim osoby, które teraz tu siedzą, Tomek i Dawid. Cały czas ciężko pracowaliśmy i czekaliśmy na moment, kiedy coś kliknie i zaskoczy w mojej grze. To jest sport. Nie da się grać cały czas na najwyższym poziomie, szczególnie, że nasz sezon jest wyjątkowo długi. Każdy przechodzi gorsze momenty.

Który moment spośród rozegranych w Singapurze meczów był dla niej najważniejszy? Odpowiedź nie mogła być inna – pełen hot shotów tie break przeciwko wiceliderce rankingu WTA Simonie Halep. Gdyby nie on, nie byłoby następnych spotkań. Tym bardziej, że takie tie breaki zdarzają się bardzo rzadko. Przy 1-5 z tak klasową tenisistką, mało kto przewidziałby, że jeszcze uda się z tego jakoś wybrnąć.

Czy wkroczenie na finał Wimbledonu w 2012 roku i finał WTA Finals Polka przeżywała podobnie? Na pewno są to porównywalne momenty. Cała otoczka i nerwy były bardzo podobne. Wychodząc na kort w Singapurze przypomniałam sobie finał Wimbledonu z Sereną i myślę, że to mogło mi nawet pomóc. W 2012 roku wyszłam na kort bardzo stremowana, z nerwów nie mogłam ruszyć nawet szyją. Tym razem wyszłam trochę bardziej rozluźniona, pomimo tego, że stawka była porównywalna.

Nie mogło zabraknąć też pytań o brak w Singapurze Sereny Williams i krążące od dłużego czasu w sieci informacje, jakoby Amerykanka miała być w ciąży z jednym z raperów. ? Trudno przewidzieć co by było, gdyby Serena zagrała. Plusem na pewno było to, że zwolniło się jedno wolne miejsce. Szczególnie, że wiele dziewczyn walczyło o awans do samego końca. Serena grała w tym roku bardzo dobrze. Nie wiadomo jakby to się potoczyło, gdyby przyjechała, ale na pewno chciałabym z nią kiedyś zagra w Singapurze, również finale. A jeżeli chodzi o jej domniemaną ciążę? Plotka, plotkę goni, takich rzeczy nie warto komentować.

Tenisistka podkreśliła też, jak ważną dla niej osobą jest Martina Navratilova, która była jedną z pierwszych osób, która podeszła z gratulacjami. Bardzo fajnie, że dołączyła do nas również później, żeby razem świętować. Przy stoliku obok nas siedziała również Petra Kvitova ze swoją ekipą, więc było nas naprawdę sporo. Petra jest osobą z dużym dystansem do siebie, bardzo miłą zarówno na korcie jak i poza nim, wiec nie było problemu, żeby wspólnie świętować i napić się odrobinę szampana.

Polka uchyliła też rąbka tajemnicy jeżeli chodzi o plany startowe na przyszły rok – Priorytetem nie od wczoraj, nie od tygodni, ale od zawsze jest Wielkie Szlem. Kalendarz startów będzie podobny, bo skończyłam sezon w pierwszej dziesiątce rankingu, więc nie będę miała zbyt dużego wyboru jeśli chodzi o turnieje. W Igrzyskach Olimpijskich oczywiście zagram i będzie to dla mnie najważniejsza impreza razem z Wielkim Szlemem. Jeśli chodzi o Fed Cup to wszystko okaże się w grudniu. Będziemy wtedy rozmawiać i ustalać wstępne plany. Postaramy się wszystko zorganizować tak, żebym była wypoczęta i mogła grać na jak najwyższym poziomie przez cały rok.

 

W samych superlatywach o minionym sezonie tenisowym w wykonaniu Agnieszki wypowiadał się sparingpartner najlepszej polskiej zawodniczki ? Dawid Celt.

Agnieszka pokazała w tym roku, że ma ogromny potencjał, ogromne możliwości. Do momentu rozpoczęcia sezonu na trawie zdobyła ok. 800-900 punktów, później w ciągu sześciu tygodni – ok. 3000. To nie jest takie hop-siup wyjść i zagrać trzy, cztery, pięć turniejów na najwyższym poziomie Dlaczego początek sezonu nie był w wykonaniu Agnieszki tak dobry, jakby tego chciała? Wiele rzeczy się na to złożyło. Przede wszystkim jakieś ogólne przemęczenie mentalne. Agnieszka nie była sobą, sama się męczyła ze sobą, z tenisem, nie czerpała przyjemności z gry. Na treningu niby wychodziło, na meczu już nie. Lekarstwem okazała się Głowa, wiara w siebie i chęci – to jest to, co jest niezbędne, by osiągać sukcesy. Z biegiem czasu pojawiły się zwycięstwa, które napędzają. Ale żeby w ogóle rozpocząć ten wyścig po triumf, to trzeba mieć świeżą głowę. Jasne, gdy Aga zaczęła grać na kortach trawiastych wszystko stało się prostsze. Miała świadomość, że nie trzeba się męczyć, nie ma tego nielubianego przez nią kortu ziemnego. To wszystko zaczęło tworzyć pozytywny klimat i pozytywną energię. Pojawiły się zwycięstwa i zaczęła wracać pewność siebie i to koło zaczęło się zamykać i napędzać. I od tego momentu wszystko zaczęło wyglądać lepiej, pozytywniej aż w końcu rozwaliło system.

Teraz na Polkę czeka kilka tygodni bez rakiety. Chwile błogiego relaksu i zasłużonych wakacji zakończą się z początkiem grudnia. Wtedy też Radwańska wraca do treningów oraz rozpoczyna starty w International Premier Tennis League, u boku najlepszych tenisistów i tenisistek świata. A od stycznia tenisowa karuzela rusza od początku…

 

Z Warszawy dla TenisNET: Piotr Dąbrowski