Wimbledon: Kankana w singlu nie będzie

97

Wimbledon ChampionshipsNie udało sprawić się niespodzianki Łukaszowi Kubotowi w pojedynku III rundy wielkoszlemowego Wimbledonu (pula nagród: 9,6 mln funtów) rozgrywanego na nawierzchni trawiastej. Jego przeciwnikiem był jeden z pretendentów do tytułu, rozstawiony z numerem ósmym Milos Raonic (Kanada, 8). Ostatecznie, faworyt cieszył się ze zwycięstwa 7:6 (2) 7:6 (4) 6:2 po godzinie i 46 minutach. Teraz triumfator czeka na lepszego z pary Kei Nishikori (Japonia, 10) – Simone Bolelli (Włochy).

Kanadyjczyk w dwóch poprzednich spotkaniach na wimbledońskiej trawie posłał 43 asy serwisowe, a więc wiadome było, że jego główny atut funkcjonuje bez większych kłopotów w Londynie. Wszystko rozpoczęło się według przewidywań. Pierwsze trzy punkty zakończyły się autowymi returnami, do czego dołożył jeszcze dwa kolejne oczka. Reprezentant Polski nie poddał się tak szybko i podjął walkę. Po drop szocie powalił aż na ziemie turniejową ósemkę. Jak się okazało, Kubot radził sobie przy swoich gemach serwisowych, przez co na początku spotkania panowie grali „gem za gem”. Dodatkowym utrudnieniem były opady deszczu, które najpierw opóźniły rozpoczęcie konfrontacji, a następnie w połowie pierwszej odsłony znów wstrzymały bieg wydarzeń na korcie nr 2. W końcu, po kilkugodzinnej przerwie, zawodnicy wrócili do gry. Obraz widowiska nie zmienił się. Tenisiści wygrywali swoje podania i chociaż to 72. rakieta globu musiała gonić rezultat, to i tak pewnie zdobywała piłki gemowe. Sytuacja nie zmieniła się i o losach otwierającej partii decydował tie break. Już na jego początku Raonic zyskał mini przełamanie, ale biało – czerwony przy piątej wymianie odrobił straty, żeby chwilę później nie ugrać ani jednego punktu.

Na szczęście, Kubot nie podłamał się i rozpoczął drugiego seta od wygranej swojego serwisu. Po momencie, Kanadyjczyk „na sucho” zremisował. Następnie zawodnik z Bolesławca odpowiedział tym samym i na drugą przerwę schodził z prowadząc 2:1. Po trzech gemach zakończonych „na czysto”, w piątym Polak stracił zaledwie jeden punkt i nadal, bez przełamania, był z przodu. Dopiero przy stanie 3:2 Łukasz zdołał ugrać jedno oczko przy podaniu przeciwnika, ale na jednym zamknęło się konto deblowego mistrza Australian Open. Lacoste’owski gem bezapelacyjnie został zaliczony dla naszego gracza. Podobnie jak w inauguracyjnej odsłonie, panowie skupiali się na swoich szansach i ponownie doszło do tie breaka. Ten już był bardziej wyrównany i dopiero rezultat 7:4 zwiększył przewagę 23-latka z Podgoricy.

Trzeci set zaczął się jak wcześniejsze… Ale w czwartym gemie oglądaliśmy pierwszego break pointa. Takich szans Kanadyjczyk potrzebował dwóch i obawiający się returnu rywala tenisista znad Wisły popełnił podwójny błąd serwisowy. Chwilę później, po raz pierwszy w tym spotkaniu starszy o dziewięć lat kibic Zagłębia Lubin miał 00:15 po znakomitym returnie pod nogi. Milos Raonic nie zrezygnował ze swojej najmocniejszej broni i cztery kolejne wymiany zostały rozstrzygnięte na jego korzyść. Nie wyglądało to najlepiej, bo zmotywowany prowadzeniem reprezentant klonowego liścia znów zaatakował podanie Polaka. Ten jednak wytrzymał opór rywala i obronił się, doprowadzając na 4:2. Rozstrzelanie nie miało końca i po chwili było 5:2. Gracz, który nie musiał bronić ani jednego break pointa w trzech meczach wyszedł na 00:40 i miał trzy piłki meczowe. Pierwszą udało się obronić, ale tylko tyle udało się zrobić Polakowi.

W całej rywalizacji 23-latek dysponujący jednym z najlepszych serwisów gracz zdobył aż 30 bezpośrednich punktów po tym zagraniu. Dla porównania Łukasz Kubot zanotował piętnaście takich punktów. Oceniając całkowity występ naszego zawodnika, możemy być jak najbardziej zadowoleni, bo po nie najlepszym sezonie dla naszych głównych nazwisk na listach ATP, taki wynik jest zaskakująco miły, a styl, w jakim tenisista znad Wisły walczył z przedstawicielem „pierwszej dziesiątki” był więcej niż poprawny.

III runda:

Milos Raonic (Kanada, 8) – Łukasz Kubot (Polska) 7:6 (2) 7:6 (4) 6:2.