Kubot mistrzem Wimbledonu – sukces nieskażony kontrowersją

66

Dobrze, że emocji nie da się regulować. Nie ma przycisku ,,on” ani przycisku ,,off”, po naciśnięciu których obgryzalibyśmy paznokcie z nerwów lub wylegiwali się na hamaku, myśląc o niebieskich migdałach. Dzięki temu każdą wielką chwilę można przeżyć inaczej, na swój sposób. A dzięki temu lepiej ją zapamiętać. Dzisiejszego wieczoru wszystkie osoby związane z polskim tenisem nie zapomną do końca swoich dni.

Radość nie zna granic. Wszedłem po meczu na Facebooka, a tam grad postów dotyczących historycznego sukcesu Łukasza Kubota. Gratulują wszyscy: tenisiści, dziennikarze, kibice, osoby mające na co dzień niewiele wspólnego z tenisem. Wszyscy wysyłają w świat informacje – Łukasz Kubot mistrzem Wimbledonu. 131. edycja turnieju i po raz pierwszy to reprezentant naszego kraju mógł wznieść ręce w geście triumfu po ostatniej piłce finałowego starcia. Wniosek prosty, więcej taka chwila może się w naszym życiu nie powtórzyć. Może powyższe zdanie ma zabarwienie pesymistyczne, ale taka niestety jest prawda i z tego trzeba zdać sobie sprawę.

Wyjątkowo się cieszę, że sam mam możliwość napisania kilku słów więcej, niż osoby posługujące się jedynie Facebookiem. Może na fali sukcesu Polaka ten tekst dotrze do większego grona odbiorców. Wydaje mi się, że kilka rzeczy trzeba napisać jak najszybciej. Tak, aby zdążyła zadziałać jeszcze magia londyńskiego sukcesu.

Sukcesu – jak już napisałem w tytule – nieskażonego kontrowersją. Wygrał zawodnik powszechnie lubiany, lecz też niedoceniany. To pierwsza kwestia, którą należy poruszyć. Mam głęboką nadzieję, że wygrana Kubota wypromuje w pewnym sesnie grę podwójną. Ten finał zbudowały emocje. A nic innego, jak właśnie emocje, trzymają widzów przed telewizorami. Dość mam już komentarzy – ,,ale to tylko gra podwójna”. ,,Tylko”? Jeśli dla kogoś ,,tylko” znaczy pięć godzin spędzonych na korcie, to boję się spytać o definicję ,,aż”. Naprawdę nie warto ograniczać się jedynie do gry pojedynczej. Wielu kibiców zapewne to właśnie dziś przekonało się, jak pasjonujący może być tenis w odmianie czteroosobowej.

A teraz o nieskazitelności Kubota. Kilkakrotnie przed Wimbledonem natknąłem się na pytanie – komu pójdzie lepiej, Radwańskiej czy może Janowiczowi? Odpowiedź kibiców – Kubotowi. Łukasz przyzwyczaił kibiców do wygrywania. Na świeczniku znajduje się wtedy, kiedy osiągnie sukces w dużym turnieju. Natomiast Radwańska czy Janowicz oceniani są za każde wypowiedziane słowo, każdy gest w trakcie meczu. Jak banalnie by to nie zabrzmiało, mają więcej okazji, aby zniechęcić do siebie kibiców.

Kubot jest za to tytanem pracy. Kubot jest wzorowym reprezentantem Polski – zawsze do dyspozycji Radosława Szymanika, zawsze z pełnym zaangażowaniem w trakcie meczów. Kubot nie wyprasza dziennikarzy z konferencji.

Po prostu, Łukasz Kubot zawsze przedstawiany jest w dobrym świetle, ale najzwyczajniej w świecie sobie na to zasłużył. Nie podobają mi się za to głosy kibiców – ,,Jurku i Agnieszko, uczcie się. Patrzcie na Kubota”. Wiele chyba nie zaryzykuje, jeśli napiszę, że… to Kubot wiele się nauczył od naszych dwóch największych gwiazd. Sukces jednego nie powoduje, że mamy nagle deprecjonować osiągnięcia pozostałych.

Już niedługo rozgorzeją dyskusje na temat tego, jak sukces Kubota wpłynie na polski tenis. Otóż sam sukces nie wpłynie w żaden sposób. To, że 35-letni tenisista z Bolesławca wygrał Wimbledon nie spowoduje, że polskim tenisistom umiejętności podskoczą o 50%, a nad Wisłą zorganizowane zostaną turnieje ATP i WTA w przyszłym sezonie. To jest science fiction. Sukces Kubota może natomiast napędzić polski tenis. Jeśli jakieś dziecko powie, że chce być jak Kubot, to rodzic, jeśli ma takie możliwości, jutro powinien wykonać telefon do najbliższego klubu tenisowego z pytaniem o program zajęć dla najmłodszych. A ci, którzy przygodę z tenisem już rozpoczęli, dostali potężnego kopa (czyt. mobilizację do dalszej pracy). Ciężką pracą można dojść na szczyt? Można. Łukasz Kubot dziś wykrzyczał tę odpowiedź w najbardziej donośny sposób.

Marcelo Melo, deblowy partner Kubota, często podkreśla, że z Polakiem są jak ogień i woda. Dwa żywioły święcone w Wielką Sobotę. Dziś sami stworzyli wielką sobotę. Wielką sobotę polskiego i brazylijskiego tenisa.