Na czym polega fenomen południowych sąsiadów?

282

Na terytorium Czech i Słowacji mieszka około 16 mln osób, czyli ponad dwa razy mniej niż w Polsce. Patrząc jednak na rankingi tenisowe można odnieść wrażenie, że to kraj nad Wisłą jest małym sąsiadem państw po drugiej stronie Tatr.

Na chwilę obecną możemy poszczycić się dwiema tenisistkami w czołowej setce rankingu WTA. Czeszki mają sześć swoich reprezentantek, a Słowaczki dokładają trzy kolejne. Jeszcze ciekawiej sytuacja wygląda u panów. Na chwilę obecną możemy pomarzyć jedynie o takim dobrodziejstwie, jaki mają nasi południowi sąsiedzi.

Pozostaje postawić pytanie z czego może wynikać taka sytuacja? Czy rzeczywiście po drugiej stronie Tatr płyną bardziej tenisowe geny? Czy może jednak warto się skupić na faktycznej pracy spędzonej na korcie?

Sukces w tenisie nie jest indywidualny. Za laurami pojedynczego zawodnika stoi nie tylko talent, ale w dużej mierze ciężka praca, wykonywana z pełną świadomością, na korcie. Nie można powiedzieć, że intensywność odgrywa najważniejszą rolę, ale sposób przygotowania każdej lekcji tenisowej. W tym momencie dochodzimy do roli trenera. Być może w tej materii znajduje się całe sedno sprawy. Pozostaje tylko sprawdzić, kto z czołówki Touru korzysta ze współpracy Czechów i Słowaków.

Poza miejscowymi graczami należy wyróżnić takie tuzy jak Andy Murray (Wielka Brytania), Novak Djokovic (Serbia), Elina Switolina (Ukraina), Daria Kasatkina (Rosja) i Yanina Wickmayer (Belgia). Każdy z wymienionych zdecydował się na nawiązanie współpracy z czeską i słowacką myślą szkoleniową.

Marian Vajda, Ivan Lendl, Vladimir Platenik, Martin Hromec, Martin Zathurecky, Dominik Hrbaty czy David Kotyza, Jaroslav Navratil i Tomas Janda to tylko wierzchołek góry lodowej, która rozpościera się również nad Wisłą. Wśród najsłynniejszych trenerów zza naszej południowej granicy, którzy na co dzień mieszkają w Polsce wymienić trzeba Mario Trnovsky’ego oraz Katerinę Urbanovą. Słowak stoi za sukcesami takich zawodników jak: Marta Domachowska, Marcin Gawron czy Philip Gresk. Natomiast Czeszka przez wiele lat prowadziła Michała Dembka.

W ostatnich latach Trnovsky pomógł Klaudii Jans-Ignacik w osiągnięciu finału Roland Garros, osiągnięcia czołówek ósemki światowego rankingu deblowego. Co ciekawsze, w ostatnich dwóch latach współpracował z prawie wszystkimi najlepszymi juniorkami Polski: Weroniką Foryś, Katarzyną Kubicz, Wiktorią Kulik oraz Karoliną Silwanowicz.

– W Polsce jestem od 2001 roku. Zaczynałem w Nowym Sączu, ale już w 2007 zostałem trenerem Centralnego Ośrodka Szkolenia w Sopocie, gdzie trenowała czołówka polskiego tenisa. Poza tym przeprowadzałem konsultacje dla drużyny daviscupowej oraz wszelkie badania, np. wydolnościowe, motoryczne, mentalne prowadzone przez PZT. W 2009 roku przeniosłem się do Warszawy, gdzie współpracowałem z wieloma klubami. Zauważyłem, że wielu polskich trenerów nie do końca zwraca uwagę na sposób szkolenia. Każdy zawodnik ma inne potrzeby. Jednemu wystarczy gra z kosza, innemu trzeba kazać biegać po końcowej linii, a jeszcze innemu trzeba dopasować trening w inny sposób – opowiada Mario Trnovsky.

Poszukując odpowiedzi na pytanie, dlaczego tenisiści decydują się na współpracę ze szkoleniowcami zza Tatr, zdecydowaliśmy się spotkać z ojcem dziesięcioletniego Grzegorza, obecnego mistrza Polski do lat 10, który trenuje pod okiem wcześniej wspomnianego Mario Trnovsky’ego.

Skąd się wziął pomysł na współpracę z trenerem Mario Trnovsky?m?

– Wcześniej syna trenowała moja żona. Miała okazję zobaczyć jak trenują z zawodowcami, Weroniką Foryś, Andriejem Kapasiem, czy Klaudią Jans ? Ignacik. Zwróciła uwagę jak się przykłada do szkolenia zawodników. Sposób prowadzenia zajęć zrobił na niej takie wrażenie, że postanowiła powalczyć o niego. Minął jakiś czas zanim Mario zdecydował się trenować tak młodego zawodnika.

Zależało nam na współpracy z nim ze względu na zindywidualizowany sposób prowadzenia zajęć i pełen profesjonalizm.

Czy innych trenerów braliście pod uwagę?

– Generalnie od początku uważaliśmy, że byłby to właściwy człowiek, więc raczej nie myśleliśmy o innych trenerach. W między czasie mieliśmy okazję obserwować pracę różnych trenerów, na różnych obiektach i oboje stwierdziliśmy, że treningi Mario wyróżniają się na tle innych.

Na czym polegała ta różnica?

– U niego zauważyliśmy, że treningi nie były robione szablonowo. Każdy trening ustawiony był pod konkretne potrzeby zawodnika. Widać było, że wszystko jest przemyślane, a nie odbywa się na zasadach poodbijania przez godzinkę i do kolejnego treningu. Jeżeli w trakcie wykonywania ćwiczenia coś idzie nie tak, on je przerywa i stara się tak ustawić gracza, żeby każdy element ruchu składał się na najlepszą całość. W skrócie powiedziałbym duża wiedza, ogromna kreatywność, a to wszystko dopasowane do indywidualnych potrzeb zawodnika.

Co jest dla nas istotne, trener skupia się nie tylko na treningu, ale też na innych aspektach takich jak dieta, odnowa biologiczna. Interesuje się tym, co Grzesiek robi w wolnym czasie, jak się odżywia. Dzięki temu wiemy, że cały ten proces szkoleniowy jest przemyślany i że rzeczywiście zależy mu na progresie tenisowym Grzesia.

Po dłuższej współpracy zarówno wy, jak i syn jesteście zadowoleni z tej współpracy?

– Grzesiek jest zadowolony, a my widzimy efekty tej współpracy. Przez ostatnie mistrzostwa Polski przeszedł jak burza, tracąc tylko trzy gemy. Zauważyliśmy, że Mario wypracował u niego ogromną dojrzałość. Teraz jest bardziej świadomy tego sportu, ale także swoich obowiązków pozatenisowych.

Poznając stanowisko zarówno ze strony trenera i ojca zawodnika, wysuwa się wniosek, że nie można powiedzieć, że polscy trenerzy nie przykładają się do pracy. Można odnieść wrażenie, że wielu z nich nie ma pełnej świadomości tego, na czym właściwie polega ich zawód. Wymienieni wyżej trenerzy czescy i słowaccy mają zgoła inny stosunek do swoich podopiecznych. Wystarczy zwrócić uwagę na współpracę Kotyzy z Petrą Kvitovą (Czechy). Jej dwukrotny triumf na Wimbledonie nie wziął się z przebijania piłki i oglądania trenera wyłącznie na treningach i meczach. To także wspólne posiłki, rozmowy poza kortem, nie tylko o tenisie. Taki trener wie zdecydowanie więcej o swoim zawodniku, a dzięki każdej informacji może poznać, w jaki sposób tenisista myśli, co odczuwa w różnych sytuacjach, a dzięki temu może szybciej uchronić gracza przed problemami na korcie, a z drugiej strony wydaje się, że droga do sukcesu zostaje mocno skrócona.