Iga Świątek: To dopiero początek!

107

Po tym jak osiągnęła finał turnieju rangi WTA International z Igą Świątek rozmawiamy o jednym z najprzyjemniejszych tygodni w jej zawodowej karierze.

 

W Lugano dosyć chłodno, ale chwilami również bardzo gorąco, prawda? 

(śmiech) Było tak zimno, że cały czas, mimo że nie byłam przeziębiona, miałam katar. Mimo, że to jest jeden z mniejszych turniejów WTA to jest na pewno świetny początek sezonu na mączce. Cieszę się, że udało mi się tak daleko dojść i pokonać tyle dobrych dziewczyn z dużym doświadczeniem w tourze. Czułam się tutaj lepiej niż w Budapeszcie. Nie musiałam grać meczów w eliminacjach, więc dzięki temu sił starczyło mi na dłużej. Czuję się super, bardzo płynnie przeszłam z kortów twardych na mączkę. Jestem dobrze przygotowana do tej części sezonu i mocna.

88. miejsce w rankingu oznacza, że w Roland Garros zagrasz bez eliminacji. 

Fajnie, ale nie mogę się doczekać kolejnego turnieju, zawsze chcę się skupić na każdym kolejnym meczu. Miło zagrać w Roland Garros bez eliminacji, ale szczerze to nie mam nic przeciwko nim. To jest zawsze więcej meczów, więcej doświadczenia Ja robię swoje, staram się z meczu na mecz grać coraz lepiej i szczerze to nie myślę o tym co będzie za kilka tygodni.

W finale było wiele emocji, wzruszeń i dobrego tenisa, choć dla Ciebie nie skończył się on w pełni szczęśliwie.

Deszcz przerwał nam na szczęście tylko raz. Byłam gotowa nawet na większe przeszkody, bo wczorajsze prognozy nie były za fajne. Jeśli chodzi o to było raczej ok. Problemem była temperatura i to, że właściwie cały czas miałyśmy zimne dłonie i właściwie przez to w I secie miałam bardzo mało czucia. Ale z drugiej strony obie miałyśmy te same warunki, więc nie można na to narzekać. Jestem naprawdę zadowolona z tego finału. Cieszę się, że w drugim secie potrafiłam wrócić do gry, bo byłam też trochę zmęczona tym turniejem. To był mój pierwszy mecz na tym turnieju z zawodniczką, która gra top spinem. Zazwyczaj ze mną dziewczyny grają bardzo płasko, więc ciężko było na początku się przestawić, ale jestem zadowolona z tego, jak zagrałam.

Trudy takiego tygodnia ciężko wytrzymać nie tylko fizycznie, ale też mentalnie, prawda?

Byłam trochę zmęczona. To był piąty mecz, dochodziło zmęczenie, nie tylko fizyczne, ale i mentalne. Było ciężko się skoncentrować. Może nie byłam jakaś wyczerpana, ale czasami w ważnych momentach poczułam, że psuję. Właśnie przez to, że nie byłam do końca skoncentrowana. Każdego siły się wyczerpują, to normalne. Jedyne o co mam pretensje to może o to, że pod koniec meczu w trzecim secie przestałam ze zmęczenia kontrolować swoje ciało i  zaczęłam wychodzić trochę za bardzo z nóg i piłka leciała po prostu na dwumetrowe auty. Dwa, czy trzy razy się to zdarzyło. Ale właściwie zrobiłam wszystko to, co chciałam. Byłam troszkę bardziej zdenerwowana niż zwykle, ale raczej starałam się trzymać nerwy na wodzy. Mimo wszystko, wolę powtarzać sobie w takich sytuacjach, że grałam na turniejach wielkoszlemowych i miałam ważniejsze momenty w życiu Nie chodzi, żeby umniejszać ten moment, który jest świetny, tylko po prostu to służy temu, żeby się uspokoić. Ale nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Nawet „dobrze”, że przegrałam, bo to mnie motywuje do jeszcze większej pracy. Może gdybym wygrała to nie wiem, czy to nie byłoby nawet dla mnie za szybko.

Ten turniej będzie w pewnym stopniu szczególny, czy nic nie może się równać z zeszłorocznym Wimbledonem?

Wydaje mi się, że było więcej emocji na turnieju wielkoszlemowym, bo mimo wszystko to jest jeden z mniejszych turniejów WTA i nie było tu otoczki i atmosfery wielkiego wydarzenia. Aż tak bardzo się nie stresowałam. Nie byłam tak podekscytowana, jak inni. Wiadomo, juniorski Wimbledon jest na razie dla mnie ważniejszy. Tych 250-tek jeszcze w swoim życiu trochę zagram, mam nadzieję trochę finałów też, a juniorski Wimbledon już się nie powtórzy.

Rozmawiał: Piotr Dąbrowski