Iga Świątek: Nie będę gwiazdorzyć

141
fot. Warsaw Sports Group

 

Po co Ci ten tenis?

Tenis to całe moje życie. Nie wyobrażam sobie, żebym miała robić cokolwiek innego. Od dziecka byłam nim zafascynowana i ta fascynacja trwa do dzisiaj. W moim przypadku to było nieuniknione. Zaczęło się od tego, że moja siostra grała w tenisa. Ją z kolei na ten sport naprowadził tata. Zawsze przychodziłam na jej treningi, zawsze obserwowałam jak gra i zazdrościłam jej trochę tego, że poza szkołą ma jeszcze tenis. I to mnie zawsze motywowało do tego, żeby trenować. Trochę mi to zajęło, ale udało mi się po jakimś czasie namówić tatę, żebym i ja mogła spróbować swoich sił na korcie. Zakochałam się w tym sporcie od początku. Bardzo mi pomogło to, że mam starszą o trzy lata siostrę i że zawsze była ode mnie lepsza. To mnie motywowało do cięższej pracy. To właśnie Agata była i jest dla mnie przez całe życie wzorem.

Packa i odbijanie o ściankę nie były Ci obce?

Zdecydowanie (śmiech). Z tamtego okresu zresztą mam masę świetnych wspomnień. Ale tak, zaczęłam właśnie od odbijania o ściankę. Później weszłam na kort. Dzięki siostrze w moim przypadku to i tak zaczęło się dużo wcześniej niż u innych zawodniczek. Naprawdę bardzo dużo zawdzięczam tacie i siostrze. Oni zawsze mnie wspierali. Tata ma doświadczenie związane ze sportem, był olimpijczykiem w wioślarstwie z Seulu (7. miejsce, ponadto złoty medalista uniwersjady w czwórce podwójnej, 5. lokata na MŚ’87 oraz’89 – przyp. red.). Podobnie moja siostra. Całe życie była dla mnie przykładem. To chyba normalne u rodzeństwa. Ona ciągle mnie wspiera, nie tylko w aspektach mentalnych, ale również pomaga mi organizować wszystko to, co poza kortem: maile do organizatorów, pomaga z całą logistyką. Jest naprawdę świetna.

Twoje pierwsze tenisowe wspomnienie? Coś takiego, co zapadło w pamięć?

Jak bawię się z tatą na korcie. No i jeszcze moja prośba do trenera na Warszawiance, żebym ja też mogła zostać członkiem tego klubu i mogła trenować z innymi zawodniczkami. Pamiętam jak za nim cały czas biegałam i go o to prosiłam.

Jak bardzo zmieniła się Iga Światek sprzed 3-4 lat w porównaniu do osoby, którą jesteś dzisiaj?

Na pewno dużo więcej trenuję. Dużo poważniej podchodzę do wszystkich swoich obowiązków, bo kiedyś jednak traktowałam tenis jako zabawę. Dopiero później stało się to całym moim życiem. Wszystko wokół mnie jest znacznie bardziej profesjonalne. Ja też się zmieniłam, inne jest moje podejście do wielu spraw, czuję że nie tylko jestem inną zawodniczką, ale i innym człowiekiem. Sama stałam się, nawet nie wiem kiedy, profesjonalistką. Zmieniłam swoje nastawienie, dojrzałam do tego, co dzieje się ze mną teraz. Kiedyś myślałam, że przez tenis w pewnym sensie nie mam dzieciństwa i tracę wiele możliwości, które mają moje koleżanki i koledzy. Nie mam czasu na spotykanie się z koleżankami. Ale z perspektywy czasu widzę, że po prostu pracuję na swoją przyszłość. Tenis stał się nie tylko moją pracą, ale też pasją i czymś bez czego nie mogę żyć. Tak już się do tego przyzwyczaiłam, że nie wyobrażam sobie życia bez treningu.

Co by było, gdybyś była jedynaczką? Wyobrażasz to sobie w ogóle?

Nie wiem, czy wtedy w ten sposób się moja kariera potoczyła (śmiech). Tata zebrał bardzo dużo doświadczenia podróżując z Agatą. Idąc przez całą tą drogę ze mną nie popełnił tych samych błędów, co z nią. Na pewno dzięki temu miałam trochę łatwiej, niż ona.

Dużo się zmieniło w twoim życiu w ciągu ostatnich kilku miesięcy?

Jakby ktoś mi powiedział w styczniu zeszłego roku, że będę jeździć na Szlemy, to bym mu nie uwierzyła. Roland Garros i Wimbledon wywarły na mnie ogromne wrażenie. Dzięki temu zaczęłam patrzeć na wszystko trochę inaczej, a szczególnie na tenis i całą towarzyszącą mu otoczkę. Z tej profesjonalnej strony. Dzięki temu zaczęłam dużo bardziej doceniać to, że gram w tenisa. Przestało to być zabawą, a zaczęło być pomysłem na życie. Teraz traktuję tenis znacznie poważniej niż kiedyś. Myślę, że to też przyczyniło się do moich sukcesów teraz, bo zaczęłam bardziej starać się na treningach.

To jak było wcześniej?

Byłam trochę schowana, niepewna. Nie wierzyłam w siebie, albo dużo mniej niż dziś. Miałam wrażenie, że naprawdę ciężko będzie odnieść sukces. W końcu mało jest dziewczyn, którym się to udaje. I ja mam być jedną z nich? A jednak już po pierwszym turnieju wielkoszlemowym zauważyłam, że może jednak jestem właśnie tą, której się uda. Już jestem tak blisko osiągnięcia naprawdę czegoś znaczącego w życiu.

Fajnie było przybić piątkę z Davidem Ferrerem, czy Sereną Williams?

Dla mnie zawsze to jest coś niesamowitego i wyjątkowego, że mogę być w takich niezwykłych miejscach i spotkać tak wielkie postaci tego sportu. Zawsze czułam się trochę nieśmiała i samej z siebie ciężko mi jest podejść do takiego czołowego zawodnika i spytać się o autograf. Przy tym zwykle pomagają mi trenerzy, ale mam nadzieję, że po ostatnich występach stanę się bardziej pewna siebie i może sama zdołam podejść do kogoś (śmiech).

Trzymasz się blisko z dziewczynami z juniorskiego touru?

Jasne, ale wiadomo, że nie ma też zbyt wiele czasu na ciągłe kontakty. Ale mamy media społecznościowe, więc rozmawiamy ze sobą na bieżąco. Atmosfera zawsze jest bardzo fajna, staramy się, na tyle na ile możemy, spędzać ze sobą jak najwięcej czasu.

Dziewczyny z czołówki rankingu juniorskiego to w seniorach??

Powiedziałabym, że to jest poziom całkiem dużych turniejów profesjonalnych. Ale to ciężko określić, bo mam za sobą dopiero kilka startów w zawodach seniorskich. Na pewno zaangażowanie jest podobne, może tylko doświadczenie starszych od nas dziewczyn robi różnicę. Ale umiejętnościami na pewno nie odbiegamy od takich imprez seniorskich. Nie jest aż tak ciężko. Ostatnio zdobyłam doświadczenie, poczułam atmosferę, otoczkę takich imprez, więc mogę powiedzieć, że powoli staję się częścią tego świata. Wiem, że to co robię na treningach i w meczach zaprocentuje. Wierzę, że idę w dobrym kierunku, by osiągnąć sukces.

Co dla Ciebie byłoby ważniejsze? Szlemy, czy np. igrzyska w Tokio 2020?

Igrzyska to dla mnie na razie dosyć odległa przyszłość. W tenisie jest o tyle ciężej, że właściwie mamy tylko trzy szanse w singlu, deblu i mikście. Nie możemy zdobyć tyle co np. Phelps, który zgarnął dwadzieścia kilka medali w karierze. Medal olimpijski jest wielkim wyczynem w tenisie. Ale dla mnie równie ważne są Szlemy. Moim marzeniem jest wygrać kalendarzowego Szlema, czyli cztery turnieje wielkoszlemowe w jednym roku. Ale na razie zatrzymajmy się na kilku, nie muszą być od razu wszystkie (śmiech).

Ostatnio nie miałaś łatwego życia. Czy zainteresowanie twoją osobą ze strony innych trochę Ci przeszkadza? No i jak się od tego odciąć i skupić tylko na tym co kochasz i potrafisz najlepiej?

Jasne nie jest to proste, ale korzystam z rad bardziej doświadczonych zawodniczek i dzięki temu wydaje mi się, że udaje mi się znaleźć równowagę. Mnie na ziemię sprowadzają przede wszystkim obowiązki, przecież poza tenisem mam jeszcze szkołę, muzykę, przyjaciół. Lubię obejrzeć też interesujący serial, czy przeczytać dobrą książkę. Ostatnio zainteresowałam się kilkoma starszymi pozycjami, jak np. ?Przyjaciele?. Podobnie w muzyce. Coldplay zawsze będzie należał do moich ulubionych zespołów, ale nie mogę przecież słuchać cały czas tego samego (śmiech).

Lubisz klimat szkoły i samą naukę?

Nawet w wakacje brakuje mi nauki. Po dwóch miesiącach nie zaglądania do książek miałam wrażenie, że trochę straciłam czas. Brakowało mi trochę szkoły i właściwie już się przyzwyczaiłam do tego, że się uczę, to jest w mojej krwi. Chodzę do normalnej szkoły, integracyjnej. Poza tenisem też mam osobne życie. Myślę, że byłoby to dla mnie trochę niezdrowe jakbym koncentrowała się tylko na tenisie. Cieszę się, że mam jakąś odskocznie od tego. Rówieśnicy traktują mnie zawsze tak samo. Jestem normalną dziewczyną. Nauczyciele ciągle z tyłu głowy mają to, że mam trochę mniej czasu na naukę, bo godzę ją z występami na kortach tenisowych. Pomagają mi, za co jestem im bardzo wdzięczna. Potrafią mi przełożyć sprawdziany o kilka dni, żebym zdążyła się do nich porządnie przygotować.

To gdzie widzimy się za rok?

Oj nie mam pojęcia. Ale myślę, że mogłabym powalczyć już o drugą setkę rankingu WTA. Szczerze mówiąc nie wiem, gdzie chciałabym być. Moim celem na koniec roku to może pozycja w dwusetce? Każdy ma swój pomysł na to, jaką obrać drogę i myślę, że my obraliśmy właściwą. Zdaję sobie sprawę, że tylko nielicznym w sporcie się udaje. Wiem, że nawet jak mi się nie uda teraz, to się nie poddam i w późniejszym okresie mojego życia powalczę o wielki sukces. Na pewno nie będę tracić nadziei, bo to byłoby naprawdę wielkie osiągnięcie.

Gdyby ktoś przed turniejem powiedział Ci, że zostaniesz mistrzynią Wimbledonu to co byś mu odpowiedziała?

Szczerze mówiąc z jednej strony podeszłabym do tego bardzo sceptycznie, ale z drugiej strony pomyślałabym, że już od dwóch lat jeżdżę na juniorskie turnieje wielkoszlemowe i że w końcu to może być ten moment żeby wygrać. Więc z jednej strony byłabym pewna siebie, ale z drugiej strony zastanawiałabym się, czy trawa to jest moja nawierzchnia i czy dam radę wygrać tak ogromny turniej na nawierzchni, której jeszcze nie do końca czuję.

To czego dokonałaś dzisiaj na korcie już do Ciebie doszło?

Nieee, jeszcze zupełnie nie (śmiech). Myślę, że najpierw muszę ochłonąć i jeszcze nie do końca czuję to, że wgrałam, ale chyba już jutro zacznę się tym cieszyć. To wspaniałe uczucie. To właśnie dlatego gram w tenisa. Żeby pozwolić innym się dobrze bawić i żeby była to dla nich fajna rozrywka. Moim celem jest właśnie dobra zabawa na korcie. Teraz przede wszystkim muszę odpocząć, ale pewnie nie będę mogła znowu zasnąć i to wszystko mnie później znowu uderzy.

To teraz wierzysz, że możesz dobrze grać na trawie?

O tak, to na pewno czuję się już na niej dużo pewniej (śmiech).

Krótko po finale rozmawiałem z twoją finałową rywalką. Powiedziała, że w całym juniorskim tourze nie mierzyła się z tak dobrą zawodniczką.

Cieszę się, że moje przeciwniczki w ten sposób o mnie mówią. Na pewno praca przyniosła efekty i szczerze mówią dużo czasu spędziliśmy z trenerami, żeby grać już jak dorosła zawodniczka. Cieszę się, że to przyniosło skutki. Teraz wydaje mi się, że w takim razie jestem chyba gotowa do grania w turniejach profesjonalnych.

Ty tak na korcie, jak i poza nim nigdy się nie poddajesz. Zawsze do wszystkiego podchodzisz bardzo pozytywnie. Myślisz, że to też pośrednio dzięki temu udało Ci się osiągnąć taki sukces?

Myślę, że tak. Po kontuzji zyskałam ogromną siłę mentalną i udało mi się ją dobrze wykorzystać podczas i po tym turnieju. Ale szczerze mówiąc to nie jest tak, że negatywne myśli się nie pojawiają. Po prostu sztuką jest je przezwyciężyć. Nad tym jeszcze cały czas pracuje i mam nadzieję, że doprowadzę to do perfekcji.

Mecz się skończył. Jesteś mistrzynią Wimbledonu. Usiadłaś na ławce w szatni, spojrzałaś w lustro i??

Szczerze mówiąc właśnie akurat wtedy to zadzwoniłam do trenerki i spytałam się co się stało i o co właściwie chodzi (śmiech). Tak naprawdę to nie za bardzo ogarniałam co się dzieje. Ale to do mnie cały czas nie dochodzi. Pod koniec meczu to już się trzęsłam, byłam naprawdę zmęczona. Pewnie, że zacznę się z tego cieszyć, ale to pewnie po jakimś czasie.

Po spotkaniu rozmawiałem z całym twoim teamem i najbardziej urzekła mnie twoja przyjaciółka, która powiedziała, że po półfinale od razu zaczęła sprawdzać, kiedy jest najbliższy lot do Londynu. Rzuciła wszystko, by obserwować Cię w finale Wimbledonu.

Po to ma się prawdziwych przyjaciół. To jest świetne, czułam wsparcie wszystkich. To coś wielkiego, więc fajnie, że przyjechali. Ale też z drugiej strony nie dziwię się, bo fajnie jest pojechać i zobaczyć Londyn, a przy okazji popatrzeć na mój mecz, tak jak mój tata oglądał jak jego córka gra w Wimbledonie. Cieszę się, że przyjechali. Mam nadzieję, że jeszcze się dzisiaj zobaczymy, bo na razie nie było czasu.

Rozegrałaś tutaj sześć meczów. W tym oczywiście ten najważniejszy, o tytuł. Mówiąc czysto tenisowo: jesteś z niego zadowolona?

No tak, oczywiście. Wręcz powiedziałabym, że zrobiłam więcej niż myślałam, że zdołam. Myślałam, że ta presja mnie trochę przytłoczy i nie będę mogła pokazać swojego najlepszego tenisa. Ale na całe szczęście było odwrotnie i właściwie wszystkie swoje cele zrealizowałam.

Puchar za zwycięstwo już jest w twoich rękach?

No nie tak do końca, bo mi go zabrali! Miałam tylko chwilę, żeby się nim nacieszyć, ale mam nadzieję, że go odzyskam i dostanę go później (śmiech).

On będzie miał jakieś szczególne miejsce na półce z twoimi wszystkimi trofeami?

Hmmmm. Oj nie wiem. Szczerze mówiąc chyba postawię go w tym samym miejscu, żeby skoncentrować się już na kolejnych turniejach. Nie będę gwiazdorzyć, bo to bardzo niebezpieczna sprawa (śmiech).

Wciąż jesteś po prostu normalną, uśmiechniętą dziewczyną.

Myślę, że właśnie taki sposób bycia już po prostu mam. Ale z drugiej strony, jakbym zaczęła gwiazdorzyć to trenerka od razu by mnie przywołała do porządku. Tak samo tata i trener Piotr. Także pod tym względem mam nadzieję, że jestem bezpieczna.

Kiedyś twój trener powiedział, że czasami trzeba Cię nawet hamować. Prawda to?

Na pewno, ale dużo energii poświęcam na to, żeby cały czas być zmotywowana i wciąż chcieć nowych rzeczy. Wciąż chcę i nie mogę się już tego doczekać. Więc najczęściej faktycznie tak jest, że wszyscy dookoła mnie muszą mnie na pewno uspokajać.

Po raz kolejny serwis nie zawodzi, bo posłałaś jedną z piłek powyżej stu osiemdziesięciu kilometrów na godzinę!

Tak, to było super! Mam nadzieję, że na kolejnych turniejach będzie tak samo. Dużo pracowaliśmy nad nim, więc cieszę się, że go poprawiłam.

Za rok wrócisz na Wimbledon. Możliwe, że będziesz rywalizować w jednej drabince z Sereną Williams, Garbine Muguruzą (szeroki uśmiech Igi – przyp. red.), czy twoimi koleżankami z kadry. Robi wrażenie?

Tak i nie mogę się doczekać. Do przyszłego roku jednak jeszcze dużo czasu, wiele się muszę nauczyć, ale mam nadzieję, że będę na to przygotowana!

 

Rozmawiał: Piotr Dąbrowski

 

 

 

Arch/TenisNET