Wielka sercem Chwalińska w III rundzie Wimbledonu!

41

Kolejny wspaniały występ ma za sobą Maja Chwalińska. Polka we wspaniałym stylu pokonała niegdyś trzecią juniorkę świata i mistrzynię Australian Open Martę Kostiuk 6:1, 6:4 i to Chwalińską zobaczymy w III rundzie zmagań juniorek. Tam już czeka na Polkę Amerykanka Ann Li. Lubiąca grać na ukulele 17-latka z Pensylwanii to jedna z nadziei tamtejszego tenisa. Jednak po tym co zobaczyliśmy do tej pory na korcie w wykonaniu Chwalińskiej możemy być spokojni o Polkę.

Na pewno zagrałam dobrze taktycznie i trochę przez to wyprowadziłam ją z równowagi, bo nie mogła grać swojego tenisa. Z drugiej strony nie jestem w stu procentach zadowolona z tego meczu, bo czułam, że mogłam o wiele lepiej zagrać w niektórych momentach, szczególnie przy 5:1, 40:15 i 5:4. Trochę za bardzo się cofnęłam. To był wielki błąd, bo mogło być naprawdę różnie. Moim celem było zachować spokój do samego końca. Wiedziałam, czego mam się po niej spodziewać, bo jest naprawdę szalona tak na korcie, jak i poza nim. Ona potrafi nawet na rozgrzewce być na siebie wkurzona więc wiedziałam, że muszę to wykorzystać. Żeby jak najczęściej się musiała denerwować i żeby widziała, że ja jestem cały czas spokojna. Wiedziałam też jak ja mam się zachowywać, że będę musiała patrzeć tylko na siebie, nie mogę zwracać na nią uwagi. Teraz skupiam się tylko na kolejnym meczu.

Atmosfera wielkoszlemowego Wimbledonu nie robi wrażenia na Chwalińskiej. Po prostu twardo patrzy przed siebie i bez względu na wszystko walczy o swoje – Czuję się tutaj bardzo dobrze. Właściwie tylko ten pierwszy mecz nie był pod tym względem najlepszy, bo czułam się zrelaksowana, a moje ciało faktycznie było trochę zestresowane. Dziś było już sto razy lepiej.

Dumy z gry i osiągnięć córki nie krył też ojciec polskiej juniorki Tomasz Chwaliński. – Zagrała naprawdę fajny tenis. W swoim stylu, mieszając, zmieniając rotację, długość i dzięki temu całkowicie wybiła Ukrainkę z rytmu. I nawet było widać to po zachowaniu Marty, że niby próbowała, ale nie wiedziała konkretnie co ma grać. Kompletnie zmieszana nie mogła grać tego, co potrafi.

Maja gra w taki sposób, że dziewczyny po drugiej stronie siatki wariują. – Jasne, styl ma bardzo nieprzyjemny dla przeciwniczek. Oaza spokoju, wszystko wraca. Niektóre zawodniczki, w tym Martę, to po prostu wyprowadza z równowagi.

Chwalińska zaprzyjaźniła się już na dobre z kortem numer siedem. Zagrała tu oba mecze turnieju głównego, wszystkie wygrane w bardzo dobrym stylu. Czy dąbrowianka polubiła grę w bliskości kortu centralnego? Dla mnie to, że zagrałam znowu na korcie numer siedem nie miało większego znaczenia. I tak ludzie chodzą i tak, wszędzie zamieszanie, szumy.

Myślę, że tak, wiedziała z czym to się je. A wiadomo, że na tym poziomie o zwycięstwie mogą decydować najmniejsze detale. Każdy bonus w postaci ponownej gry na tym samym korcie to kolejna cegiełka dołożona do sukcesu. Ale ja niezależnie od tego, czy Maja wygra, czy przegra to jestem dumny z córki ? mówi z kolei ojciec Chwalińśkiej.

Teraz starcie polsko-amerykańskie, którego stawką będzie ćwierćfinał turnieju juniorek wielkoszlemowego Wimbledonu zostało przez organizatorów wyznaczone na kort numer siedem około godziny 13.

 

Rozmawiał w Londynie: Piotr Dąbrowski