Miksty rządzą się swoimi prawami

72

radwanska-panfil-T3Skoro szanse naszego duetu w Pucharze Hopmana, czyli nieoficjalnych mistrzostwach świata drużyn mieszanych, oceniane są wysoko, mówmy o tym głośno. A nie tylko narzekajmy, że jest źle z polskim tenisem ? przekonuje Wojciech Andrzejewski, członek zarządu PZT (a do niedawna także dyrektor sportowy).

Jak ocenia szanse polskiej pary w Perth Arena?

W kontekście tego, co działo się w zeszłym roku, może się wydawać, że teraz, kiedy mamy lepszą konstrukcję rankingową, powinno być lepiej. A lepiej w tym przypadku oznacza zwycięstwo w całym turnieju. Z drugiej strony, trzeba patrzeć na to wszystko bardziej realnie i nie wiem, czy możemy otwarcie mówić, że jesteśmy faworytami tych rozgrywek. Moim zdaniem, chyba nie. Większość zawodników traktuje Puchar Hopmana jako pewnego rodzaju przetarcie przed Australian Open. Wszystko zależy od tego, komu będzie chciało się grać na maksa, a komu niekoniecznie. Bo czasami, śledząc zmagania w Pucharze Hopmana, można odnieść wrażenie, że niektórzy nie są jeszcze przygotowani w stu procentach do grania. Jeżeli Agnieszka i Jurek potraktują całe przedsięwzięcie poważnie, sądzę, że mają szanse zdobyć trofeum. Jeśli jednak w ich poczynaniach będzie trochę elementu treningowego, wówczas może być różnie.

Który z duetów w grupie B będzie najgroźniejszy dla naszej pary: australijski, francuski czy brytyjski?

Francja zawsze ma w Perth mocny skład, czego potwierdzeniem jest choćby ostatni triumf. Australia, wiadomo, gra u siebie, więc posiada dodatkową motywację. Wielka Brytania ma natomiast „dziurę” na singlu kobiecym, ale ma też Andy’ego Murray’a, u boku którego każda zawodniczka jest w stanie zagrać dobry mecz w mikście. Każdy z rywali wydaje się być jednakowo trudny i tak naprawdę wszystkie konfiguracje w tabeli są możliwe. Miksty rządzą się własnymi prawami, a rankingi akurat w tym turnieju w przypadku singla też nie grają. Na tym właśnie polega specyfika tej imprezy. Pierwszy turniej w roku, daleko, po okresie przygotowawczym – i dlatego tak naprawdę trudno coś sensownie wyrokować.

W grupie A zmierzą się: Kanada, Czechy, USA i Włochy. Jak wynika z notowań firmy bukmacherskiej Fortuna, największe szanse na końcowy triumf mają Stany Zjednoczone, a w drugiej kolejności Polska i Kanada na tym samym poziomie. Co pana to?

Proponowałbym szeroko o tym pisać i głośno o tym mówić, że w tak powszechnej na całym świecie dyscyplinie jesteśmy w trójce najlepszych krajów świata. Niech ludzie w naszym kraju zobaczą wreszcie, że nie jest aż tak źle z nami w tym momencie. Wszyscy narzekają, że dzieje się jakaś tragedia, a tymczasem bukmacherzy stawiają nas na światowym podium.

Jak obecnie pod względem prestiżu można sklasyfikować Puchar Hopmana na tle innych tenisowych rozgrywek?

Wiadomo, że świat sportu jest obecnie brutalny i rządzą nim pieniądze. W Pucharze Hopmana również są jakieś, ale nie ma co ukrywać, że nie wszyscy traktują ten turniej do końca serio. Owszem, są drużyny, które bardzo chcą wygrać i stawiają wszystko na jedną kartę, lecz są także i takie jednostki, które nieco sobie „bimbają” i w ćwierćfinale wielkoszlemowym grałyby zupełnie inaczej.

Ani dla Agnieszki Radwańskiej, ani dla Jerzego Janowicza ostatni rok nie był wybitnie udany. Ten turniej w Perth będzie takim pierwszym krokiem ku nowej fali sukcesów?

Myślę, że pierwszym krokiem będzie jednak Australian Open. Agnieszka i Jurek jadą do Perth, aby aklimatyzować się w Australii i zyskać jak najlepszą formę przed Wielkim Szlemem w Melbourne. Bo to właśnie tam się zarabia naprawdę istotne pieniądze. W Pucharze Hopmana tak realnie będą jedynie walczyli o prestiż – dla siebie i dla kraju. Historycznie rzecz biorąc, te rozgrywki nie elektryzują jakoś specjalnie ogólnoświatowej publiczności. Bo kto, poza garstką fanatyków, pamięta triumfatorów turnieju z poprzednich lat? Nam na razie pozostaje się cieszyć, że po raz drugi z rzędu jesteśmy w gronie ośmiu najlepszych krajów i do tego stawiani jesteśmy wśród faworytów całych zmagań. Wizerunkowo jest to na pewno świetna sprawa.

Jak ogólnie u progu 2015 roku ocenia pan kondycję polskiego tenisa?

Jeśli chodzi o tenis zawodowy, będzie to bez wątpienia trudny rok. Jurek Janowicz spadł w rankingu i musi wracać na wyższe pozycje, udowadniając przy tym, że stać go na pierwszą „20”. Łukasz Kubot i Michał Przysiężny wypadli z setki, a w ich wieku – po trzydziestce – ciężko się tam wraca. Debel „Frytka” i „Matka” nie będzie grał ze sobą i nie ma pewności, jak zawodnicy odnajdą się w nowych konfiguracjach. Z młodszych zawodników, ze szczególną uwagą warto śledzić Kamila Majchrzaka, który wykonał w ostatnich miesiącach duży skok i ciekawe, czy zrobi kolejny – w kierunku drugiej setki. Co do Marcina Gawrona, Grzegorza Panfila czy Andrzeja Kapasia, byłoby dobrze, gdyby dalej byli takimi zawodnikami „challengerowymi” i utrzymywali się między 200. i 400. miejscem na liście światowej. Znaków zapytania jest zatem dużo, podobnie jak i w żeńskim tenisie. Agnieszka Radwańska utrzymuje się w dziesiątce, ale też zaliczyła spadek o kilka lokat, a jej pozycję cały czas atakują młode zawodniczki. Może pod okiem Martiny Navratilowej uda jej się w końcu wygrać jakiś turniej wielkoszlemowy, żeby na zakończenie kariery nie miała pustego pola w tej rubryce? Ula Radwańska spadła pod koniec drugiej setki i pod koniec roku nic nie wskazywało na to, że może się jakoś wyraźnie odbić. Być może Ula obudzi się wreszcie po tym okresie przygotowawczym, ale kto wie, czy nie bliżej wejścia na stałe do czołowej setki jest grupa pościgowa w osobach Kasi Piter, Magdy Linette i Pauli Kani. W Fed Cup nasze zawodniczki zagrają w lutym z Rosją i jeżeli rywalki przyjadą w najmocniejszym składzie, to biało-czerwone mają 30-40 proc. szans na zwycięstwo. W Pucharze Davisa pierwszy mecz z Litwą jest absolutnie do wygrania dla naszych panów, kolejny z Ukrainą – również, a ewentualnie będzie dalej, życie pokaże.

A co z młodzieżą i amatorami?

Nie ulega wątpliwości, że mamy szeroką grupę zdolnych zawodników z rocznika 2000 i młodszych. Tyle że jeszcze jest za wcześnie, aby mówić, co może się z nich „wykluć”. Przy takiej liczbie utalentowanej młodzieży wygląda to jednak optymistycznie i uważam, że ze spokojem możemy czekać na rozwój sytuacji. A tenis powszechny? No cóż, trzeba dalej robić wszystko, aby powstawały w naszym kraju kolejne hale tenisowe. Cały czas należy też walczyć o zainteresowanie samorządów tenisem jako „normalną” dyscypliną sportu, a nie żadną burżuazyjną. Trzeba walczyć z uprzedzeniami oraz schematycznym postrzeganiem pewnych spraw i pokazać, że poza sportami zespołowymi, lekkoatletyką oraz pływaniem, tenis także jest bardzo ważny w tym kraju, bo uprawia go kilkaset tysięcy osób. To jest potężna grupa, nieporównywalnie większa niż choćby skoki narciarskie, które na dodatek są kojarzone tylko w niektórych państwach świata. Bo kto, z całym szacunkiem dla niego, wie w Argentynie, kim jest Kamil Stoch? Liczę, że tenis w Polsce będzie coraz mocniej przecierał sobie ścieżki i radził z historycznymi uwarunkowaniami, które do tej pory stawiają go w gronie sportów „tylko dla wybranych”. Chciałbym, aby w 2015 roku tenis stał się coraz mocniej postrzegany jako dyscyplina dla wszystkich, prozdrowotna, a do tego coraz tańsza dla grających.

Jak podsumuje pan pierwsze 100 dni nowych władz PZT?

Przyznam, że jest mi trochę niezręcznie wypowiadać się na ten temat. Nie jest żadną tajemnicą, że nie byłem zwolennikiem obecnej konfiguracji zarządu, więc najmniejsza nawet krytyka z mojej strony byłaby źle odebrana. Na pewno nie było to „sto dni Napoleona”, ale na dokonanie jakiejkolwiek oceny potrzeba zdecydowanie więcej czasu. Na razie trwa jeszcze docieranie się nowych władz, z którego – mam nadzieję – wyniknie już wkrótce jak najwięcej nowych pomysłów z korzyścią dla polskiego tenisa. Życzę całemu zarządowi jak najlepiej i myślę, że kiedy za rok będziemy znów rozmawiać o tej porze, wtedy będzie można pokusić się o pierwsze podsumowanie tego, czy niedawne wybory były sprawą udaną, czy nieudaną dla rozwoju tenisa w Polsce.

Bartosz Król