Od momentu pojawienia się na światowych salonach tenisowych było oczywistym, że będzie musiał podołać presji podobnej do tej, jaka wystarczyła do „zniszczenia” mentalnego Henmana. Każda kolejna jego porażka w Wielkim Szlemie wzmaga nerwowść i niepewność, jednak nie zmniejsza oczekiwań.
Wielki talent, wciąż jednak niespełniony, trudno powiedzieć, czy kiedykolwiek spełni się tak jak oczekuje tego cała Wielka Brytania – Andy Murray.
W momencie, gdy Roger Federer i Rafael Nadala są multitriumfatorami turniejów Wielkiego Szlema, Novak Djoković zdążył zapomnieć o swoim triumfie w Australii, a US Open wygrał 22-letni dziś Juan Martin del Potro, uznawany za najcudowniejsze dziecko ATP rocznika 1987 Andy Murray wciąż nie zdołał wygrać 7 kolejnych meczów best-of-5.
W 2010 roku szansa na taki wyczyn pojawiła się w Melbourne. Tygodnie katorżniczej pracy w Stanach Zjednoczonych, koncentracja na poprawie wytrzymałości fizycznej, godziny spędzone na korcie, tony wylanego potu – to wszystko plus kolejny zasób silnej wiary w sukces miały przynieść upragniony tytuł wielkoszlemowy. Andy Murray bez straty seta przemknął pierwsze rundy, w 1/4 finału eliminując Rafaela Nadala (Szkot wyraźnie prowadził w momencie, gdy Hiszpan poddał mecz). Pewny sukces nad Ciliciem w półfinale sprawił, że 23-letni zawodnik po raz drugi w karierze zagrał w finale jednego z 4 największych turniejów tenisowych na świecie. Tak, jak za pierwszym razem, tak i teraz przyszło mu zagrać z Rogerem Federerem. Po raz kolejny skończyło się na 3 setach, momentach deklasacji, brutalnie stłamszonych nadziejach. Jedyna różnica polegała na tym, że po przegranej przy Batman Avenue Andy Murray na dłuższy okres czasu miał dość tenisa. Media brytyjskie podawały informacje o konieczności pomocy psychologa, trwała poważna debata na Wyspach, czy 23-latek z Dunblane wróci do dawnej równowagi mentalnej, jaka jest niezbędna do wygrywania meczów i turniejów w ATP Tour.
Po serii słabych, czasami fatalnych gier, Murray zaczął ponownie „stawać na nogi”, czego dowodem bardzo dobra dyspozycja na Wimbledonie. Kolejny półfinał i znowu 3-setowa porażka, tym razem z Rafaelem Nadalem. Nie odbiła się ona wprawdzie takich echem, jak finałowa klęska z początku roku, jednak wywołał zasadniczą zmianę w tzw. Murray Team. Najlepszy brytyjski tenisista rozstał się ze swoim głównym szkoleniowcem – Milesem McLaganem, tymczasowo pozostając pod opieką tylko Alexa Corretji.
Amerykańskie lato przyniosło trochę zmian, ale chwilowych. Finał w Los Angeles i wspaniały marsz po obronę tytułu w Toronto (zwycięstwa nad Nadalem i Federerem) nie wskazywały wówczas na klęskę na US Open. Problemy zdrowotne i kolejny kryzys formy sprawił, że Andy Murray nie dotrwał nawet do drugiego tygodnia turnieju, który wygrywał jako junior, a przed 2 laty już jak senior, grał tu finał.
W październiku Murray znowu zaskoczył, wygrał turniej w Szanghaju, oddając zaledwie 5 gemów Federerowi w finale. Był to już 6 tytuł Masters-1000 w karierze Szkota i drugi skalp w tym sezonie, zaledwie! 2 wygrane turnieje w 2010 roku to mało, biorąc pod uwagę, że odnosi się to do najbardziej utytułowanego gracza sezonu poprzedniego ATP Tour (w 2009 roku Szkot wygrał najwięcej w stawce, bo aż 6 zawodowych turniejów).
Jesień w europejskiej hali słaba singlowo, zdecydowanie lepsza deblowo. W Walencji, w parze ze swoim bratem, Andy wygrał swój pierwszy deblowy turniej w karierze.
Po dziś dzień nie zdecydował się na zatrudnienie pełnoetatowego szkoleniowca.
Andy Murray – rok 2010 w liczbach
Rozegrane spotkania: 60
Bilans meczów: 44-16
Korty ziemne: 6-4
Trawa: 6-2
Korty twarde: 32-10
Tytuły: 2 (Toronto, Szanghaj)
Finały: 2 (Australian Open, Los Angeles)
Zarobki: $3,186,805
Turniej Mistrzów
Andy Murray zagra w Turnieju Mistrzów po raz 3 w karierze. Przed 2 laty przegrał w półfinale z Nikolayem Davydenko, a przed rokiem nie wyszedł z grupy, w bardzo dramatycznych okolicznościach. Szkotowi zabrakło wtedy 1 gema.
Bilans spotkań: 5-2
Sety: 11-8
Gemy: 94-92
Finały ATP 2010 – bezpośrednie mecze z rywalami
Nadal: 4-8
Federer: 8-5
Djoković: 3-4
Soderling: 2-2
Berdych: 1-2
Ferrer: 1-3
Roddick: 6-3
Łącznie: 25 – 27