Gramy lepiej na hali niż na kortach otwartych. Jeśli chcemy być w czołówce, taka sytuacja nie może się powtórzyć w przyszłym sezonie – mówi Mariusz Fyrstenberg.
Przed Masters mówił pan, że największym waszym osiągnięciem była wygrana w Madrycie. Czy sobotni półfinał stawia pan wyżej od sukcesu w Hiszpanii?
Tuż po porażce z braćmi Bryanami uważałem, że triumf w Madrycie jest ważniejszy. Przecież wtedy przez moment byliśmy najlepszym deblem na świecie. Jednak gdy ochłonąłem po porażce, zmieniłem zdanie. W końcu w Szanghaju byliśmy już w ścisłej czołówce mistrzostw świata.
Bryanowie byli do ogrania? Dwa tygodnie wcześniej w Paryżu potrafiliście ich pokonać.
Nie mieliśmy w sobotę swojego dnia. Poza tym w kluczowych momentach popełniliśmy kilka niewymuszonych błędów. Do tego słabo serwowaliśmy. O przegranej zdecydowały szczegóły.
Dwa ostatnie miesiące mieliście lepsze, ale początek sezonu był bardzo słaby. Dlaczego?
Na pewno gramy lepiej na hali niż na kortach otwartych. Jeśli chcemy być w czołówce, taka sytuacja nie może się powtórzyć w przyszłym sezonie.
Jaki jest wasz cel na przyszły rok?
Po tak dobrym sezonie wieszamy sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Chcemy być w trójce najlepszych debli świata.
Więcej w Życiu Warszawy