PS: Piękna bajka o Jerzyku

64

Jerzy Janowicz do końca życia zapamięta turniej w Paryżu. Dotarcie do finału tych zawodów było ekspresową windą, która błyskawicznie wyniosła go na szczyt popularności.

O 22-letnim tenisiście informowały na pierwszych stronach wszystkie media w Polsce, a on ? jak sam mówi ? rozpoznawany jest już na ulicy.

Zaczynał rok na 221. pozycji w rankingu ATP, fantastyczna gra w hali Bercy została nagrodzona awansem na 26. miejsce. Tak jak 17 lat temu bramkarz piłkarskiej reprezentacji Polski Andrzej Woźniak na Parc de Princes kapitalnie odpierał ataki przyszłych mistrzów świata na czele z Bixente Lizarazu i Zinedine’em Zidane’em, tak Janowicz poradził sobie m.in. z mistrzem olimpijskim, trzecim w światowym rankingu Szkotem Andym Murrayem czy Serbem Janko Tipsareviciem. Podobnie jak Woźniak zyskał przydomek ?Książę Paryża”. Kim jest Jerzy Janowicz, o którym jeszcze kilkanaście dni temu mówiło się i pisało niewiele?

Kusili go szejkowie

Droga Janowicza na tenisowy szczyt nie była łatwa. Rodzice nie szczędzili środków, żeby syn miał jak najlepsze warunki do treningów, nie zawsze jednak możliwości szły w parze z chęciami. Nieraz trzeba było mocno zacisnąć pasa. Ojciec sprzedał sześć sklepów i pożyczył od znajomych 50 tysięcy złotych. ? Golasami nigdy nie byliśmy, ale ktoś, kto zna się na tenisie, dobrze wie, ile pieniędzy trzeba wpompować na początku kariery. To na pewno było jakieś ryzyko. Szkoda, że ze sponsorami było tak krucho, bo czasami tych pieniędzy po prostu brakowało ? żali się Jerzy Janowicz senior.

Jerzy, choć wywalczył prawo gry w kwalifikacjach, nie pojechał na ostatni turniej Australian Open, bo nie udało się uzbierać 60 tysięcy złotych. ? Rocznie na wyjazdy potrzebujemy ok. 120 tys. złotych, nie mówiąc o innych wydatkach, jak na przykład opłacenie trenera ? oblicza ojciec.

Kiedyś pomagała im firma Ryszarda Krauzego. Teraz sponsorzy są (PBG i Carbo-Koks), ale do interesu nadal trzeba dokładać. Sukces w Paryżu daje ogromną nadzieję, że wreszcie Janowicz będzie mógł skupić się jedynie na grze i treningach. Wcześniej takiego komfortu nie było, chociaż pewnego dnia mogło się to zmienić w mgnieniu oka. ? Jurek poleciał na turniej do Arabii Saudyjskiej. Podszedł do niego jeden z szejków i zapytał, czy nie chciałby reprezentować ich kraju. W odpowiedzi usłyszał, że tymi sprawami zajmują się rodzice. Później już nikt się z nami nie kontaktował. Pojawiły się natomiast informacje, że syn musi też przejść na islam, jeśli chce zmienić obywatelstwo. To akurat była bzdura ? dementuje Anna Janowicz.

Cały artykuł na stronach Przeglądu Sportowego