Czyli szybkość - element wrodzony/wytrenowany. A, jak z cierpliwością? Wrodzona, wyuczona? Ja mam z tym straszliwy problem i pomimo świadomości, że powinienem być cierpliwy - nie jestem .Gary pisze:A że uważam się za inteligentnego, to użyłem mózgu i stwierdziłem, że moją największymi zaletami są szybkość i cierpliwość. Przyjąłem więc taki styl gry, który bazuje na szybkich nogach, nękaniu słabych stron rywala i jak najczęstszym trafianiu w kort. Gram tak do dziś.
Myślę, że jedno i drugie, od zawsze byłem zapaleńcem sportowym, więc myślę, że biegając za piłką, pływając czy jeżdżąc na rowerze wyrobiłem sobie szybkość i kondycję. To drugie też jest ważne, bo bez kondycji tenis procentowy jest ciężki do egzekwowania na dłuższą metę.karjar pisze: Czyli szybkość - element wrodzony/wytrenowany.
Tak generalnie to ja jestem cholernie niecierpliwy, ale akurat na korcie - wręcz przeciwnie, podobnie jak w innych ważnych dla mnie aspektach. Przy pierdołach takich jak choćby stanie w korku czy szykowanie się do wyjścia - jestem niecierpliwym cholerykiem. Dlatego też myślę, że cierpliwość wytrenowała u mnie ambicja i inteligencja. Mózg zasugerował, że cierpliwość przyda się do wygrywania, a ambicja kazała zrobić wszystko, żeby wygrywać. I powiem więcej, lubię takie cierpliwe budowanie akcji. Wolę wymianę z 50 uderzeń niż z 3.karjar pisze:A, jak z cierpliwością? Wrodzona, wyuczona? Ja mam z tym straszliwy problem i pomimo świadomości, że powinienem być cierpliwy - nie jestem .
No właśnie, a ja wolę 3 uderzenia, przy czym pierwsze ma 30% szans, drugie 40%, a trzecie 50%. I to jest mój problem. A najgorsze jest to, że o tym doskonale wiem. I wiem, że na dłuższą metę to będzie klapa. Chyba, jakiś lekarz od głowy by tu się przydał.Gary pisze:I powiem więcej, lubię takie cierpliwe budowanie akcji. Wolę wymianę z 50 uderzeń niż z 3.
Vivid, właśnie większość życia grałem tak rekreacyjnie, ale jakiś czas temu przez to podejście zdażyły mi się porażki z graczami o bardzo niskim poziomie technicznym, ba nawet taktycznym. Dla podtrzymania ducha rekreacji nie mogę sobie na to pozwolić, bo nie wytrzymam tego psychicznie i z relaksu z rakietą niciVivid pisze:To kwestia podejścia. Jak grasz turniejowo (amatorsko) i podchodzisz do tego z zacięciem to oczywiście wykorzystujesz swoje zawodnicze nawyki.
Ale jak się gra dla przyjemności to cóż, w końcu można zrezygnować z zasad jakich się trzeba było trzymać i robić to co się chce I to się nazywa prawdziwa rekreacja!
Źle na to patrzysz. Ty po prostu nie "dorosłeś" jeszcze do tenisa jako rekreacji. Taka jest diagnoza. Masz prawo mówić o rekreacji gdy cieszy samo wyjście na kort i gdy grasz to co chcesz a nie tak by przeciwnika ograć. Robisz to wbrew wszelkim zasadom i logice. Tylko do tego nie można np. brać udziału w regularnych rozgrywkach typu turnieje czy ligi. Wtedy trzeba grać już procentowo bo o to w tym idzie. Za to jak grasz towarzysko to wszelkie chwyty dozwolone, robisz co chcesz.karjar pisze:Vivid, właśnie większość życia grałem tak rekreacyjnie, ale jakiś czas temu przez to podejście zdażyły mi się porażki z graczami o bardzo niskim poziomie technicznym, ba nawet taktycznym. Dla podtrzymania ducha rekreacji nie mogę sobie na to pozwolić, bo nie wytrzymam tego psychicznie i z relaksu z rakietą nici
Vivid ja chyba raczej nie "dorosłem" do gry w ligach, czy regularnych rozrywkach. A te rozterki to próba połączenia ognia z wodą. Mam zdecydowanie naturę by zagrać to, co lubię, a nie to, co powinienem.Vivid pisze:Źle na to patrzysz. Ty po prostu nie "dorosłeś" jeszcze do tenisa jako rekreacji. Taka jest diagnoza. Masz prawo mówić o rekreacji gdy cieszy samo wyjście na kort i gdy grasz to co chcesz a nie tak by przeciwnika ograć. Robisz to wbrew wszelkim zasadom i logice. Tylko do tego nie można np. brać udziału w regularnych rozgrywkach typu turnieje czy ligi.
To też nie tak. I tu wchodzimy w kwestie umiejętnego doboru przeciwników - na swoim poziomie. Jak mi ktoś pedał za mocno dociska to jak każdy też się posypię. Jak mi wyjdzie początkujący to też mam z nim problem bo zwalniam rękę i nie dokrecam nadgarstkiem, gram w środek i zaczynam sam psuć. Nie o to chodzi by kogoś rozstrzelać czy samemu być rozstrzeliwanym. To dla obu stron nie ma sensu przy rekreacji.basic pisze:U Ciebie Vivid jest jednak inaczej bo Ty masz opanowany technicznie spory wachlarz zagrań, regularność na wysokim poziomie więc i dużo mniej błędów popełniasz przy takiej radosnej grze, więc od razu jest więcej przyjemności z tego... a nie popełniasz błędów przy 2-3-iej piłce podczas wymiany.
Jeśli chodzi o ligę/turniej vs sparingi, to mam podobnie jak Ty. Piszę podobnie, bo u mnie mocniejsze granie na sparingach ma inne podłoże niż u Ciebie. U mnie styl i zadowolenie z niego jest w czasie gry regularnej, jak już pisałem, uwielbiam długie wymiany, więc próby kończenia piłek na sparingach wynikają z tego, że po jakimś czasie praktyki, te zagrania staną się dla mnie procentowe i będę mógł kiedyś w turniejach grać mocniej, a regularność nie spadnie.Obiektyw pisze:A u mnie to zależy. Gdy gram turniejowo, czy ligowo liczy się wynik. W sparingach gram inaczej. Tutaj liczy się styl i zadowolenie. Próbuję grać, to czego nie zawsze mam odwagę zagrać w czasie meczu. Warto próbować, aby kiedyś zaszczepić to w meczach o stawkę (na to liczę)
Możesz rozwinąć? Nie do końca to zrozumiałem...Willy pisze: A ta procentowość to też zależy od umiejetności po drugiej stronie, bo czasami takie procentowe zagrania kończą się wysokoprocentowymi piłkami kończącymi z drugiej strony
2h backhandu w jeden punkt, to może rzeczywiście trochę zboczenie, ale z pół godzinki to czemu nie. Nie znudziłeś się?widget pisze:Dziś łupałem w ścianę 2h tylko backhand, z dużej odległości w jeden punkt, żeby mieć pewniejsze uderzenie na niedzielę, na meczyk. (tylko mi nie pisać że to chore )