Jestem za graniem na przewagi. Różnica jednego punktu moim zdaniem może powodować pewną przypadkowość wyniku.
Co do dużego tie-break'a do 10, to jestem za. Do normalnego seta wystarczy wygrać 24 punkty (w najlepszym wypadku) - oczywiście tych wygranych punktów w praktyce jest więcej - zakładając że wygrywa się co namniej dwa punkty w przegranych gemach a wygrywa się seta 6-4 to ilośc wygranych piłek wzrasta do 32. Przy grach na przewagi oczywiście można sobie wyobrazić inne scenariusze: na przykład gra do 6-6 na przewagi w każdym gemie, gdzie wygrywamy 7 piłek w wygranych gemach i 5 w przegranych. Oczywiście jakiś soczysty tie-break, na przykład 12-10 i wychodzi, że do wygrania seta potrzeba 84 wygranych piłek. Wtedy dysproporcja między 10 a 84 jest spora.
Kwestia czy jest to za mało? Na poziomie indywidualnym to raczej sprawa preferencji osoby. Na poziomie dyscypliny, to sprawa jaki typ zawodnika skorzystałby na takim systemie. Na pewno zmalałoby znaczenie wytrzymałości a wzrosło umiejetności technicznych.
Jeśli podejść do sprawy od strony rywalizacji, to wytrzymałość jest częścią dyscypliny, więc warto ją sprawdzić. Pytanie w jakim stopniu. Na naszym TF'ie napewno to by się nie sprawdziło. W rozgrywkach ligowych, gdzie gra się co najwyżej jeden mecz dziennie według mnie, ma to sens. Znowu w typowo amatorsko/towarzyskim pykaniu dlaczego nie grać dużego tie-break'a. Wtedy liczy się zabawa.
Osobiście kiedy czas nagli gram tie-breaki do 10 i uważam, że po dwóch setach grania jest to ok na poziomie amatorskim. Na poziomie zawodowym raczej bym tego nie widział, właśnie ze względu na fakt, że zawodnicy nie dochodziliby tak bardzo do granicy wytrzymałości.