Tenis oglądam od lat wielu, ale gram w niego dopiero od ponad 4-ech. Wzrost 186, czyli jak u Federera, waga... nie jak u Federera.
NTRP 3, w porywach 3,5.
Praworęczny, 1HBH.
Ogólnie można stwierdzić, że jestem graczem dość ofensywnym, atak to naturalny dla mnie styl gry. Ale staram się przede wszystkim dopasowywać swoją grę strategicznie tak, by jak najmocniej uprzykrzyć grę przeciwnikowi
Mam ku temu narzędzia bo jestem dobry technicznie, nie mam problemu w zasadzie z żadną rotacją. Tyle tylko, że wszystko u mnie bardzo mocno zależy od dyspozycji dnia, bo jestem graczem dość chimerycznym, często mi się nie chce, nierzadko bywam bez formy, głównie fizycznej. Zjawisko "niechcenia się" w zasadzie jednak na szczęście nie występuje w grze na punkty. Choć tu też różnie bywa, gdy widzę, że przeciwnik jest ewidentnie słabszy zdarza mi się o chamsko "olać" i przegrać wygrany mecz.
Co innego gdy jest równie dobry jak ja lub lepszy, wtedy bardzo się mobilizuję, bo uwielbiam różnego rodzaju wyzwania. Generalnie jeśli już "mi się chce"
psychika jest moją bardzo silną stroną, mogę mieć pewność, że nie przestraszę się piłki meczowej, czy to dla przeciwnika czy to dla siebie samego.
Przy najważniejszych punktach staram się grać ofensywnie, przejmować inicjatywę tak, by jak największą presję położyć na przeciwniku. Uwielbiam "tenisowe szachy", grę kombinacyjną.
Potrzebuję relatywnie długiej rozgrzewki, by wejść w uderzenia, w meczu też gram lepiej z gema na gem.
Co do poszczególnych uderzeń:
-serwis- niestety jedno z moich słabszych uderzeń, choć nieustannie staram się nad nim pracować. Obecnie problem polega na tym, że jest nieregularny. Jak "mi leży", potrafię zagrać 3 wygrywające od stanu 0:40, bywa już, że ratuje mnie w trudnych sytuacjach. Ale równie często "nie leży" i wtedy gemy serwisowe stają się dla mnie prawdziwą męczarnią.
Pierwszy zwykle płaski, ewentualnie lekko wyrzucający, drugi to już niestety załamka, staram się by miał trochę kicka, zwykle wychodzi jednak klasyczna balonowata wrzutka.
Pracuje nad szybkością, sadzę, że wciąż jest marna.
-return-tu jest lepiej,bardziej ze mnie Agassi niż Sampras jak widać
Staram się go grac możliwie agresywnie nawet z trudniejszych podań. Lubię jak serwis ma trochę szybkości, bo z wrzutek w karo zwykle kusi mnie żeby bardzo ostro zaatakować i dziurawię balon
Zazwyczaj pasywny przy returnie nie jestem staram się przejmowac inicjatywę nawet jeśli serwis przeciwnika jest relatywnie trudny.
-forhend- moje zagranie nr 2 i w pewnym sensie "miernik" mojej gry. Kiedy jestem w formie funkcjonuje naprawdę dobrze, kiedy jestem bez formy, łatwo to się daje odczuć po wahaniach na fh. Generalnie jednak mogę na nim polegać. Płasko, z lekkim topspinem, po krosie (zwłaszcza krótkim), po linii (tu trochę słabiej) no, co się chce to jest. Nawet slajs i skróty też się z tej strony pojawiają. Jest dość potężny i przynosi mi sporo winnerów, z tego też jednak powodu mam tendencje do przestrzeliwania go. Niemniej dość groźna broń, wydaje mi się.
-bekhend- albo płaski alb lekko topspinowy (czasem bywa, że topspin jest mocniejszy) ale muszę szczerze przyznać, że nigdy nie zakochałem się w tym zagraniu. Jest okropnie nieregularne, rzadko przynosi winnery, no nie lubię go i już.
Często tez wychodzi mi zbyt pasywnie. Nawet przy dobrych wiatrach zdarza się, że funkcjonuje kiepsko. Ale generalnie gram go stosunkowo rzadko, bo...
-slajs bh- ... prawdziwa ze mnie Steffi Graf.
Slajs to moje zdecydowanie ulubione zagranie. Funkcjonuje dobrze nawet gdy wszystko inne zawodzi. Staram się go grać jak najagresywniej, żeby był kąśliwy i ani trochę nie pasywny, żeby nie dało się go zaatakować, a wręcz przeciwnie, żeby sam był atakujący. I zazwyczaj mi się to udaje. Gram też nim minięcia, loby, no lubię skurczybyka.
Pokrywa się to też z moimi fascynacjami w tym "właściwym" tenisie, uwielbiam slajsy starej szkoły, na te nowe "przepychane" patrzeć nie mogę a wspomniany slajs Steffi darze monogamiczną i dozgonną miłością.
-wolej- moje najbardziej enigmatyczne zagranie. Jak zaczynałem, funkcjonował najlepiej ze wszystkiego, ale ulegał stopniowemu pogorszeniu aż doszedł do obecnego stanu totalnej i absolutnej nieregularności. Lubię go grać i teoretycznie mam dobrą rękę i "miękki nadgarstek", ale co z tego skoro teraz właściwie nie wiem czy mogę jakkolwiek na nim polegać, bo w zasadzie w każdym meczu jest inaczej?
Moi przeciwnicy ziemni baselinerzy też w dużej mierze "wybili mi z głowy" to zagranie.
-skrót- swobodny, dobry technicznie zwykle jako zagranie taktyczne aniżeli kończace wymianę, choć bywa i takie. Swego czasu go nadużywałem, jak niegdyś Djoko, dziś staram się go używać rzadko, ale zarazem jak najmocniej szachować nim przeciwnika.
-minięcie-poprawione, choć wciąż bardzo dalekie od doskonałości. Ale ogólnie defensywa trochę lepsza niż kiedyś, więc i tu jest lepiej. Po linii z forhendu funkcjonuje w miarę dobrze, podobnie jak slajsowane z bh po ostrym krosie.
-lob- też poprawione, fajny sjajsowany lob z bh, nieregularny topspinowy z fh (częste auty). Topspinowy z bh albo beznadzieja albo nie istnieje.
-półwoleje- kiedyś uwielbiałem, wraz ze stopniowym pogarszaniem sie mojego woleja i to zagranie jest mniej pewne, choć czasem mi się wydaje, że o dziwo funkcjonuje lepiej niż zwykły wolej, o
-smecz- łe, może i w miarę mocny ale za to słabo plasowany, wciąż bardzo do poprawy.
Głowna słaba strona? Kondycja. I brak regularności. Sylwetka wciąż "nietenisowa", poruszanie się słabiutkie, choć o niebo lepsze niż kiedyś. Plus chroniczna kontuzja kręgosłupa. Staram się regularnie pracować nad stroną czysto fizyczną gry. Technika to może i ponad 3,5 ale tzw "siła gry" bardzo różna, zależnie od dnia i meczu.
Generalnie tak jak napisałem-uwielbiam mobilizować się na "duże mecze" z wymagającymi przeciwnikami (oczywiście na w miarę zbliżonym poziomie), ale takich wciąż za mało.
Takie pytanie przy okazji: jak się ma NTRP do grania w turniejach (tych bardzo amatorskich, jakby coś
)? Czym się trzeba (tak mniej więcej) wykazywać, żeby był sens tam grać? Nie mają pewnie zbyt ujednoliconego poziomu? Pytam z ciekawości czystej raczej, myślę, że do tego mi jeszcze dość daleko.