Z chęcią też posłuchamy argumentów na ten temat, a na pewno ja.F1Bart pisze:Tylko John McEnroe.
Znaczy, może się mylę. Ale do wyboru najlepszego tenisisty w historii powinny być brane pod uwagę rezultaty singlowe. Navratilova w deblu też nastukała, a mimo to większość chyba postawi na Seffi Graf jako numer 1. McEnroe był tenisistą oczywiście wybitnym, ale jego wyniki singlowe są wyraźnie słabsze od Federera czy Samprasa.F1Bart pisze:Tytułów w singlu: 77
Tytułów w deblu: 71!!! ( Wybitna para deblowa z Peterem Flemingiem.)
5 tytułów w Davis Cup.
170 tygodni na pozycji lidera rankingu światowego.
Najlepszy sezon 1984. Bilans spotkań 82-3, skuteczność prawie 97%, jak się nie mylę to chyba najlepszy wynik w historii.
Debla nie lubię i w żartach mówię, że to nie tenis, ale tak na serio, to nie widzę powodu, żeby wykluczać debla. To też element gry w tenisa. Sam go ze swojej gry wykluczam, bo nie lubię, ale ja nie pretenduję do bycia największym w historii. No chyba że największym szowinistą w historii tego forum.Jurek Kiler pisze:Znaczy, może się mylę. Ale do wyboru najlepszego tenisisty w historii powinny być brane pod uwagę rezultaty singlowe.
I to jest argument, który kończy każdą rozmowę. Nie sposób go obalić. No chyba, że zaprzęgniemy Matrix do rozmowy.Marcin_L pisze:(...)
i pewnie jeszcze z innych powodów, które teraz mi do głowy nie przychodzą.
A cooo, a jaaaak!RatRace pisze:I to jest argument, który kończy każdą rozmowę. Nie sposób go obalić. No chyba, że zaprzęgniemy Matrix do rozmowy.Marcin_L pisze:(...)
i pewnie jeszcze z innych powodów, które teraz mi do głowy nie przychodzą
Fajny post...napisany z pasją, ale z jednym się pozwolę nie zgodzić, porównać poruszanie się po korcie Rogera do drwala...proszę, nie pisz w ten sposób. Pit i Roger...kocham ich obu, trudno było wybrać. .Marcin_L pisze:W sumie, żeby ten temat miał sens i nie doszło do rozlewu krwi , to każdy (jak to się w sumie dzieje), powinien na swój użytek zdefiniować, na czym polega wielkość wskazanego zawodnika.
Dla mnie największym był Sampras. Dlaczego?
- Bo był tenisowym herosem w czasie, kiedy zaczynałem odbijać piłkę w wieku lat około 15 (pod ścianą na nie istniejącym już Energetyku, albo na tamtejszych popękanych kortach asfaltowych z ławkami ustawionymi zamiast siatki .
- Bo nikt jak on nie ruszał się na korcie, w jakiś taki koci i miękki sposób (Federer przy nim to totalny drwal);
- Bo na jego serwis (obojętnie, pierwszy czy drugi) mogę sobie patrzeć godzinami, podobnie zresztą jak na wolej, na forhend w biegu, na jednoręczny bh, czy na smecz z wyskoku...;
- Bo rywalizował z całą masą wyrazistych i charyzmatycznych postaci (od McEnroe do Federera);
- Bo zawdzięczam mu takie dramatyczne pojedynki jak w AO z Courierem, kiedy płakał na korcie z powodu choroby przyjaciela i trenera Tima Gulliksona, ale grał dalej, albo mecz z Corretją w US Open, kiedy wymiotował z wycieńczenia i grał dalej.
...
i pewnie jeszcze z innych powodów, które teraz mi do głowy nie przychodzą
Podpisuję się pod każdym myślnikiem oprócz poruszania się (i stwierdzenia o własnym wieku, bo ja miałem 9, gdy w roku 1996 zacząłem śledzić zmagania tenisowe), bo tam miałem innego ulubieńca - Changa.Marcin_L pisze:W sumie, żeby ten temat miał sens i nie doszło do rozlewu krwi , to każdy (jak to się w sumie dzieje), powinien na swój użytek zdefiniować, na czym polega wielkość wskazanego zawodnika.
Dla mnie największym był Sampras. Dlaczego?
- Bo był tenisowym herosem w czasie, kiedy zaczynałem odbijać piłkę w wieku lat około 15 (pod ścianą na nie istniejącym już Energetyku, albo na tamtejszych popękanych kortach asfaltowych z ławkami ustawionymi zamiast siatki .
- Bo nikt jak on nie ruszał się na korcie, w jakiś taki koci i miękki sposób (Federer przy nim to totalny drwal);
- Bo na jego serwis (obojętnie, pierwszy czy drugi) mogę sobie patrzeć godzinami, podobnie zresztą jak na wolej, na forhend w biegu, na jednoręczny bh, czy na smecz z wyskoku...;
- Bo rywalizował z całą masą wyrazistych i charyzmatycznych postaci (od McEnroe do Federera);
- Bo zawdzięczam mu takie dramatyczne pojedynki jak w AO z Courierem, kiedy płakał na korcie z powodu choroby przyjaciela i trenera Tima Gulliksona, ale grał dalej, albo mecz z Corretją w US Open, kiedy wymiotował z wycieńczenia i grał dalej.
...
i pewnie jeszcze z innych powodów, które teraz mi do głowy nie przychodzą .
Łezka w oku... Też grałem na asfalcie niedaleko naszego Energetyka, w parku, przez ławki...Aluminiowym Polonezem...Marcin_L pisze: w wieku lat około 15 (pod ścianą na nie istniejącym już Energetyku, albo na tamtejszych popękanych kortach asfaltowych z ławkami ustawionymi zamiast siatki .
Eee Panie, przesadził Pan. Fed dobrze się rusza, co można stwierdzić też po tym, że nie miał żadnej kontuzji z tego tytułu. Obecnie jest jednym z najlepiej poruszających się zawodników, pomimo wieku. Taki Monfils może się wiele nauczyć . Poza tym, do Samprasa mam ogromny sentyment. Zakładając ten temat zagłosowałem na niego właśnie. Chyba taka największa różnica między nim a Fedem jest taka, że Sampras grał w takim czasie, gdzie konkurencja była silniejsza niż to, co przechodził Fed i to, co mamy obecnie. Tam można by chyba spokojnie naliczyć z 15 nawet zawodników, którzy byli groźni do samego końca. Sampras z tego, co pamiętam ze statystyk, zagrał bardzo dużo meczów, które wygrał w 5 setówkach. Nie miał tak gładko, jak Fed. Nie zmienia to faktu, że i Feda lubię. Czy Feda można nazwać najlepszym w historii, czy Samprasa, czy kogoś innego? Po upływie tego czasu, co przeszedł od momentu założenia tego tematu stwierdzam, że nie wiem.Marcin_L pisze:- Bo nikt jak on nie ruszał się na korcie, w jakiś taki koci i miękki sposób (Federer przy nim to totalny drwal);