O co mi chodzi z tym Federerem?
Czy tylko liczy się wygrana? - Tak, to jest właśnie mentalność mistrza. Albo zawsze orientujesz się na absolutny top, branie wszystkiego itd. (bez względu na to, czy w ogóle jest to osiągalne), albo zadowalasz się czymś też wartościowym, ale jednak pomniejszym.
Między sukcesem a porażką często nie stoją tak na prawdę możliwości tylko wiara w sukces i nieodpuszczanie tam gdzie inni dawno odpuścili i pukają się w głowę. Założę się, że były tysiące sympatyków tenisa, którzy pukali się w głowę jak Rafa miał 0-2 w setach z Niedźwiedziem w finale AO. Po co grać, dograć 3-ciego i tyle. Rafa miał jednak inne zdanie
Zatem już sam fakt konieczności odpuszczenia singla, nawet na pokazówce, był dla Federera ciosem. On nie był deblistą, był singlistą.
Nie zrozumiałeś mnie najwyraźniej. Nie czynię fetyszu z ostatniego meczu. Jak napisałem - prawie wszyscy zawodowcy go przegrywają
Chodzi mi o to, że jak masz mentalność mistrza to wolisz przegrać w pierwszej rundzie z nastolatkiem z eliminacji, ale w prawdziwym turnieju i w singlu, a nie w deblu (zdecydowanie niżej pozycjonowanym, nie "twoim") i jeszcze do tego na pokazówce, czyli czymś, co kojarzy się z zarabianiem pieniędzy i wypełnianiem zobowiązań sponsorskich, a nie prawdziwą solą swojego zawodu. W końcu to turniejowiec, nie pokazowiec, nie?
Wiesz, to trochę tak jakby Pacino, De Niro czy Hopkins kończyli występem w kabarecie .... Można, to też kreacja, można dać popis, no ale sam rozumiesz
Czy inaczej - powiedzmy byłeś truckerem i co, na koniec możesz zrobić pokaz manewrowania ... Smartem, a nie 40-stopowym dociążonym zestawem, bo oczy, ręce nie te, czucie pedałów pod stopami też nie takie ...
Sam rozumiesz, coś jest, ale jednak lipa.
Federer grał ile mógł. bo chciał, zgadzamy się. Ale koniec był wymuszony i ta forma, jestem pewien, była jednym z najgorszych scenariuszy dla niego.