No to u mnie jest za każdym razem Grunwald. Zanim poznałem moją żonę uprawiałem sport więcej niż amatorsko, gdy ją poznałem też uprawiałem (nawet wtedy ją to interesowało
), i nie wiem czemu liczyła że dziesięcioletni okres mojej bezczynności fizycznej (lata cierpień) będzie trwał wiecznie? Na urodzenie sobie drużyny piłki ręcznej nie miałem raczej co liczyć, więc bakcyl tenisa połknąłem od razu, i ten sport zawładnął mną bez reszty, przeciwnie niż moją małżonką. Gdy tak się stało nie wiedzieć czemu moja żona zaczęła w domu kreować wizerunek idealnego męża i ojca jako 120 kilogramowego faceta z okazałym brzuszkiem. Tenis jako zagrożenie, zaczął być zwalczany co oczywiste bezskutecznie, jeszcze gorzej zaczęło być gdy odkryłem pokłady kortów i ścian tenisowych w mieście do którego niemalże co dzień przyjeżdżam do pracy. Do zwalczania mojej pasji kobieta zaprzęgła całą rodzinę bliższą i odległą, dzieci, bezskutecznie, efekt był taki że coś co robiłem oficjalnie, zacząłem ukrywać. Ale jak ukryć co dzień mokry strój tenisowy? Koniec końców tak nie mogło być dalej i pewne oczywiste oczywistości zostały podane niedawno do wierzenia
. A teraz najlepsze - jak do wyboru był wóz albo przewóz to zaakceptowanie faktu że z tenisem będę już na zawsze przyszło zdumiewająco łatwo.