Kiedyś jeden z użytkowników zapytał jak uczyć bo coś już gra i zamierza się zabrać za … trenerkę.
Na (jego) szczęście był z tych rozumnych, a nie niepełnosprytnych
i szybko wytłumaczyłem mu, że akurat to, że kogoś nauczy grać koślawo to w sumie najmniejszy problem i tylko ostatecznie zostaje w jego sumieniu.
Niestety zapewne większość "trenerów", o ile w ogóle coś uważa, to tylko to, że ktoś będzie grał jak i … oni sami. Czyli w sumie … świetnie.
To jednak nie jest takie proste
Takie bezmózgie Yeti, zaślepione chęcią zysku i atencją jaką według niego daje rola trenera, nie zdaje sobie sprawy, że trener odpowiada za osobę jaką szkoli w szerszym zakresie niż tylko jakość jej tenisa. Swoim brakiem profesjonalizmu i wiedzy można doprowadzić do jakiegoś poważniejszego urazu. Może być wtedy konieczna rehabilitacja, czy nawet ingerencja chirurgiczna. Nie trzeba być tu Einsteinem żeby zrozumieć, że jak taka osoba (dorosła), czy rodzice (w przypadku dziecka) pogłówkują, to taki "kołczu" może skończyć z pozwem w sądzie. Ups ...
Jedna z pierwszych kwestii jakie byłyby pewnie podjęte to - na jakiej podstawie "kołczu" uczy. Jakie ma uprawnienia, przygotowanie zawodowe itd.
Cóż, jak "kołczu" stwierdzi, że, no, tego, w sumie to on uczy bo chce, lubi i bardzo się stara, to ... sukcesu nie wróżę.
Oj, taka wiara radosna może sporo kosztować ...
Inny przypadek, bardziej drastyczny.
Tenis to sport dość mocno obciążający m. in. od strony kardiologicznej. Niezdiagnozowane wady serce to wcale nie jakieś kuriozum. O ludziach ze zdiagnozowanymi, a i tak pchającymi się do sportu (sic!), bo przecież tylko amatorsko, nie wspomnę. I co, jak taki fiknie na korcie to co wtedy? Czy rodzina nie może się potem dobrać do tyłka "kołcza"? Warto mieć to na uwadze ...
I tu mam pytanie do Kefasa. Zaczynasz się uczyć. Pracowałeś już z kilkoma trenerami. Czy któryś z nich poprosił o zaświadczenie od lekarza, że możesz grać? Z prawdopodobieństwem 99,(9)% - NIE!
A moi trenerzy prosili … W klubie były badania. Ale jak pracowałem z kimś indywidualnie, prywatnie, za swoje pieniądze, to albo prosili o zaświadczenie, albo wiedząc że moja Matka jest lekarzem wystarczała Im Jej ustna opinia.
Jak się coś robi to ostatecznie pal licho merytorykę (sic!), to "tylko" kwestia sumienia. Ale o własny tyłek to już trzeba zadbać. Życie to nie gra komputerowa, nie ma restartów. OK, może teraz moralizuję, ale wolałbym spać spokojnie.
Moje podejście byłoby takie:
Jeżeli miałbym być czyimś pierwszym trenerem to bezwzględnie wymagałbym zaświadczenia od lekarza. Bez niego to o tenisie możemy tylko … pogadać.
Jeżeli miałbym być czyimś kolejnym szkoleniowcem to mógłbym sobie odpuścić. Raz - już gra i było OK (to nie znaczy, że będzie dalej OK …).
Dwa - mam uprawnienia i doświadczenie zawodowe. Te dwa argumenty, plus dobry prawnik, dawałoby mi spore szanse na wywinięcie się w razie draki.
Acha, i jeszcze jedno - tego też nas nauczyli na kursie.
Większości wydaje się, że nauka gry w tenisa i praca trenera to praca "z" człowiekiem. Nie, to praca "na" człowieku.
A to zasadnicza różnica ...
Rafbat, prosisz o zaświadczenia lekarskie nowych podopiecznych?