Wczorajszy mecz Goffin - Nadal, jaka lekcja płynie dla nas?
Sędzia, opasły knur
, "załatwił" mecz. Jeżeli się komuś wydaje, że nie, to ... pewnie nigdy w tenisa nie grał ...
Niestety taka sytuacja bardzo mocno wpływa na koncentrację, a więc i na wynik. Do czasu tej sytuacji grali dość równo, Goffin nawet przeważał, to była piłka wygrana na 4-2. A zrobiło się 3-3 i dalej to już poszło.
Nie ma się co dziwić, zawodowiec też człowiek. Frustracja, stres, poczucie krzywdy, roztrząsanie tego w głowie, trudno z tym wszystkim grać.
U nas amatorów jest jeszcze gorzej. Nie mamy tego ogrania i doświadczenia, treningu mentalnego. Do tego nie oszukuje nas teoretycznie bezstronny sędzia, a przeciwnik, który ma przecież w tym konkretny interes. Wtedy to już w ogóle jest piana na pysku.
Dodam jeszcze, że my amatorzy gramy często i następnego dnia i taka sytuacja potrafi oddziaływać na kolejne mecze. Gdzieś nam to w głowie siedzi, nie było czasu się z tym uporać. Jak piłka wpada koło linii to automatycznie pojawia się prewencyjne napięcie (czekamy na potencjalną awanturę) i negatywne emocje (bo nas niedawno oszukano).
Jak sobie z tym radzić, co robić, a nawet - jak to wykorzystać?
Po pierwsze - stara prawda mówi, że konflikty wygrywa z reguły ten kto dłużej utrzyma nerwy na wodzy. Wtedy łatwiej o trzeźwy osąd, lepszą argumentację, brak poczucia winny po fakcie, że to nas jednak poniosło itd.
Osobiście uważam, że sytuację, mimo stresu, należy ocenić na chłodno. Trzeba na to patrzeć przede wszystkim z punktu widzenia całego meczu. Czyli znów stara maksyma - czasem warto przegrać bitwę by wygrać całą wojnę.
Jeżeli jest powiedzmy 2-2 i 15-15 (nie ważne w którym secie) to czy warto się o to bić? Nie warto. Natomiast warto to wykorzystać w mentalnej grze z przeciwnikiem. Należy podejść do tego na chłodno i od razu założyć, że odpuścimy, że nie ma problemu. Ale jednocześnie na zewnątrz stawiamy na początku "opór". Korzyści są dwie. Raz - przeciwnik się zagotuje
. Dwa - my odpuszczamy, ale jednocześnie musimy wyraźnie zaznaczyć, że to nie jest OK. W ten sposób znów zyskujemy podwójnie (kumulacja?
).
Raz - szlag przeciwnika trafia bo się nakręcił a my mu pokazujemy, że co dla niego jest takie ważne dla nas jest błahe. My to mamy w d...e i niech sobie ma ten punkt. Robimy z niego przysłowiowego małego Jasia
. Jest to trochę lekceważące i potrafi bardziej wkurzyć i wybić z rytmu niż przegrana dyskusja.
Dwa - wywołujemy jednak poczucie winy ponieważ odpuszczamy, ale i akcentujemy, że to nie było OK. Wtedy można to wykorzystać przy ewentualnej podobnej spornej piłce, ale przy 4-4 i 30-40. To z punktu widzenia meczu czy seta zupełnie inna gatunkowo sytuacja. A my wtedy mamy silne argumenty - już raz tak było, ja odpuściłem, kolejny raz nie odpuszczę, teraz odpuść ty - przeciwniku. Przeciwnik też już często straci impet i pewność bo ma poczucie winy z poprzedniej sytuacji i zdaje sobie sprawę, że "wypada" by teraz on ustąpił.
Oczywiście nie dotyczy typowych cwaniaków i oszustów, oni się tym w ogóle nie przejmują. Ale wtedy i tak opłaca nam się odpuścić przy mniej ważnych piłkach, bo szkoda naszych nerwów i naszej koncentracji. Nie warto dawać im satysfakcji i pewności siebie, że skoro raz się udało to można dalej próbować. Takim ludziom warto odpuścić, ale tylko raz!