Nie demonizujmy może tak tych kosztów? Jeżeli mowa o stałym solidnym szkoleniu amatorskim - czytaj 3-4 razy w tygodniu po 1,5 godziny, to faktycznie koszt jest, tym bardziej w okresie zimowym. Trudno to zanegować.
Ale jeżeli ktoś spróbował tenisa, złapał bakcyla, chce się w to bawić, to te powiedzmy 10-15 treningów na początek nie jest jakimś rujnowaniem siebie i rodziny.
Tylko też trzeba pamiętać, że trener to nie wróżka
, trzeba jasno określić po co się przychodzi i ile się ma zamiar takich spotkań odbyć. Wydaje się to oczywiste czy nawet zabawne ale kolega trener opowiadał mi o takim przypadku, że gość przyszedł, zaczął z nim trenować i koleś bez słowa po kilku spotkaniach zrezygnował bo chciał wszystko od razu a tu trener wałkuje same podstawy z głębi kortu. Gdyby mu (trenerowi) jasno powiedział, że chce by mu wszystko pokazać i omówić, a dalej to on już sam się będzie rzeźbił to by było inne podejście, dopasowane do oczekiwań klienta.
Kolega swego czasu wypracował sobie taką metodę nauki tenisa w 2 tygodnie. Jeździł na okres wakacji do ośrodka wypoczynkowego i wynajmował tam korty. Sztundził od rana do wieczora i właśnie uczył ludzi z turnusów 2-tygodniowych grania. W sumie wychodziło 10-12 treningów. Przeklepywał z nimi FH, BH, woleje i serwis, czyli jakieś podstawy łapali.
Mając 10 lat zaczynałem przygodę z tenisem od 6 tygodni takiego grania bez niedziel po 1,5 godziny dziennie.
Miałem już przygotowanie sportowe ale nie tenisowe. Po tych 6 tygodniach nie przegrywałem do zera z rówieśnikami trenującymi zawodniczo od 5-6 roku życia ...
Głównie zawdzięczałem to myśleniu na korcie i cwaniactwu kortowemu.