OK, jak się pewnie domyślacie - naciągnięcie takiego stworka jest naprawdę wyzwaniem. I takim również się okazało.
Już raz tą ramę wciągałem - było to jednak w zeszłym roku, a wtedy rama jeszcze nie była potrzaskana.
Przymocowałem ładnie, zaczynam wciągać pierwsze dwie struny - wydaje się OK. (Dolecowo miało być na 24 kG, ale bałem się tyle wrzucać i zmniejszyłem napięcie o nieco ponad kilogram). No, może oprócz tego, że wyciągnęła się jak szczupak, ale to pewnie przez wiek starowinki (wcześniej też tak się ciągnęła jak mordoklejka). Wciągam sobie dalej i... Zdziwiłem się, bo struny (Prince Beast 1,30 mm) trzymały napięcie bardzo dobrze, a rama poddawała się kilogramom bez większych oporów.
Tak pięknie jednak nie mogło być cały czas, bo doszedłem do miejsca kosmicznych technologii, kleju lotniczego i grafenu. Zaczęło się... Rama zaczęła krzyczeć wniebogłosy. Wtedy przypomniałem sobie post Wyczesanego o odpowiednim ubiorze, jaki miałem przywdziać na tę okoliczność. Wcześniej inni straszyli o strzelających śrubkach w oczy. Wobec tego... ubrałem okulary ochronne.
Powiało trochę grozą i nie było mi do śmiechu w tamtej chwili. Z drugiej strony, bez przesady, chyba nie zginę.
Nic, naciągam dalej. Musiało to zabawnie wyglądać z boku, bo po tych dźwiękach, które rama wydawała i po tym jak przypomniałem sobie wszystkie posty (także TadX'a, który bał się o moje życie
), stałem już sobie kilkanaście centymetrów dalej, żeby w razie jakichkolwiek strzelających elementów uskoczyć w bok, czy kucnąć. (Maszynę stawiam zawsze na ławę, która ma wysokość, w zależności od ustawienia, ok. 90 cm.)
Wilson trochę postraszył, pojęczał, ale mimo wszystko dalej zaskakiwał łatwością, z jaką łapał kilogramy i nawet przyjemnie to szło. Naciągnięcie pionów zakończyło się sukcesem.
Mniej przyjemne niestety były poziomy, raz że średnica 1,30 mm, a przelotki małe - ciężko było w niektórych miejscach się zmieścić. Idę sobie grzecznie od dołu do góry, aż tu zonk... Przelotki na środku są
ruchome.
Można było nimi swobodnie operować góra/dół i lewo/prawo. Przez cały czas wciągania tego cudaka mówiłem do siebie tylko: "Nie wierzę w to..."
Ostatecznie jednak udało się dokończyć dzieła, choć w skali trudności, z jaką to przyszło daję 11/10. Tak jak normalnie na ramę schodzi mi ok. 50 minut, bez większego pośpiechu - tak tutaj naciągałem niemal równe dwie godziny.
Drugi raz już jednak nie chciałbym jej naciągać.