3:6 4:6
Z kolegą mieliśmy okazję poznać się na jednej z edycji TF-a, bodajże w 2011 roku, ale skrzyżowaliśmy rakiety na korcie dopiero teraz.
Leszek na wstępie zaznaczył, że cierpi na pewne dziwactwo, na które myślę, że wielu z nas chciałoby cierpieć. Mianowicie – meczowo gra dużo lepiej niż treningowo, co faktycznie okazało się prawdą.
Ja, po raz pierwszy po 4-miesięcznym rozbracie z tenisem zagrałam coś poważniejszego. Od początku widać było u mnie braki w ograniu. Przede wszystkim kuleje tajming i poruszanie - bardziej przypomina to w tej chwili człapanie, niż bieganie. Czasami mam spore problemy z oceną toru lotu piłki, no i w efekcie sporo ram.
Po szybkiej (jak dla mnie) rozgrzewce przystąpiliśmy do meczu. Z pierwszego seta nie pamiętam wiele prócz tego, że grało mi się źle, a ugrane gemy to więcej szczęścia i przypadku niż rozumu. Leszek ma przyzwoity serwis, gra kąśliwe, rotowane forehandy. Często zaskakiwał mnie kierunkami.
Drugi set był bardziej wyrównany, w końcu weszłam w uderzenie. Grałam agresywnie i często przejmowałam inicjatywę. Niestety zbyt często nie potrafiłam wykorzystać przewagi sytuacyjnej i psułam wystawki. Leszek ma głowę do gry na punkty, nie oddaje punktów za darmo, więc na wszystko trzeba sobie zapracować. W kluczowych momentach zabrakło konsekwencji z mojej strony, co w efekcie zakończyło się przegranym setem i meczem.
Ze swojej postawy jestem w sumie zadowolona. Braki oczywiście są, ale nie ma co oczekiwać cudów po tak długiej przerwie. Grunt, że dobrze mi się grało.