Przestańcie demonizować fakt, że coś jest made in P.R.C.[*] czy też inny Bangladesz. Mamy 2012 rok, warto to zauważyć. To czy fabryka stoi w Chinach, Japonii czy Europie ma tylko znaczenie w kontekście kosztów, z jakością, wbrew pozorom, ma wspólnego niewiele.
Ważne jest
podejście firmy do kontroli jakości. Piszę z własnego doświadczenia - Chińczycy już dawno temu (wcześniej Korea Pd. i inne tygrysy) przeszli szkołę
know how (wiedzieć jak) i doskonale sobie radzą z najbardziej skomplikowanymi produktami. Ale są, jak wszyscy na świecie, behawiorystami - jak nie muszą, to się nie będą spinać, bo i po co. Wniosek z tego prosty - nie ma kota w postaci firmy zamawiającej/dającej markę, myszy na produkcji robią co chcą.
I nawet duże firmy nie zawsze sobie zdają sprawę z faktu, że bez obecności na miejscu, mogą sobie generować procedury etc. do woli - nic to nie da. Jasne, że łatwiej jest nadzorować fabrykę w rodzimym Pierduśkowie, ale nie o to chodzi.
Piszę to, bo za chwilę zaczną się pytania czy można kupować produkty made in Vietnam, proces uciekania z Chin w poszukiwaniu tańszej siły roboczej już się zaczął.
[*]
P.R.C. - nic innego jak People Republic of China (Chińska Republika Ludowa), skrót wymyślony i stosowany dla spokoju ducha takich klientów, jak zakładający wątek, bez obrazy.