1. 4:6, 4:6
2. 6:4, 2:6, 1:6
3. 3:6, 3:6, 3:4
4. 3:6, 2:6, 1:6
5. 3:6, 6:2, 3:6
6. 3:6, 6:2, 2:3
7. 3:6, 3:6, 2:6
8. 6:4, 1:6, 1:2
9. 7:6(5), 3:4
10. 6:1, 1:6, 2:6, 1:4
11. 5:7, 3:6
12. 2:6, 3:6, 4:6
13. 2:6, 3:6, 0:6, 1:3
14. 1:6, 3:6, 3:6, 1:4
15. 2:6, 1:6, 2:6, 6:4
16. 5:7, 2:6, 1:6, 2:5
17. 7:6(5), 1:6, 2:3
18. 1:6, 2:6, 4:6
Po pierwsze, raz jeszcze dzięki za grę Maciek .
Udało nam się dzisiaj poodbijać 2h, pod fajnym balonem, na korcie dywanowym posypanym piaskiem kwarcowym. Nawierzchnia szybka, równa, żyć nie umierać. Maciek twierdzi, że w tenisa gra od zeszłych wakacji ... ale ciężko w to uwierzyć . Koszykarska przeszłość i siła robią widać swoje. Forhend to strzał jak z mini armaty (każda piłka, krótsza niż metr od końcowej to koniec wymiany i winner Maćka... chyba, że zapomni domknąć uderzenie (ale to często się nie zdarza). Bekhend to kąśliwy slajs, który również wyrządza szkodę (zwłaszcza kiedy chcę się go "odwinąć" również z bekhendu). Do tego dochodzi serwis (wsadził mi ze 3-4 asy chyba i sporo wygrywających), może ze 2-3 podwójne i niewielkie dysproporcje między pierwszym a drugim podaniem (nic tylko zazdrościć).
Odnośnie samego meczu, to... wynik powinien być spokojnie w drugą stronę. W obu setach ciągnąłem ze stanu 1:4. Bardziej niż z gry zadowolony jestem z kondycji i umiarkowanej szybkości (wyciągnąłem kilka piłek, które powinny być czystymi winnerami). Kolano wytrzymuje, ręka w barku nie odpada, wypada się cieszyć . Przy stanie 5:4 w drugim secie pomógł w końcu serwis. Weszły 4 pierwsze podania (możliwe, że nawet jeden as) i udało się domknąć udane granie równo z końcem "przysługującego" nam czasu.
Podsumowująć: bardzo fajna atmosfera, kilka naprawdę ciekawych wymian i co najważniejsze zero nerwów i stresu.
P.S. Drżyjcie gdańszczanie bo strach pomyśleć co będzie z tenisem Maćka wraz ze wzrostem stażu (bez wazeliny) .