Znamy wiele tzw. półprawd. Na przykład - sport to zdrowie. To połowa prawdy, druga część to - ale tylko amatorski.
Piszę o tym by odnieść się do innej półprawdy - w zdrowym ciele zdrowy duch. Druga część tej prawdy to - jak duch zdrowy to ciało funkcjonuje jak trzeba. Właśnie do tego się chciałem odnieść (nie tylko) - do sfery mentalnej.
Większość z Was zapewne wie, że sfera mentalna i fizyczna są ze sobą dość solidnie skorelowane. Jak jesteśmy wyjechani umysłowo to gra kiepska, jak jesteśmy zajechani fizycznie to z myśleniem też jednak gorzej.
Zatem to co warto zrobić to zadbać o spokój wewnętrzny i pogodę ducha. Trzeba nauczyć się optymizmu, starać się minimalizować stres. Warto też się dobrze wysypiać, o tym już Poprzednicy wspominali.
Kolejna kwestia - nie patrz na innych. Często słyszałem, że ten to ma tyle lat, czy ciut więcej, co mój rozmówca, i jak on śmiga, a on - mój rozmówca, to nie. Takie porównania nie mają sensu. Jest bardzo wiele uwarunkowań wpływających na nasze możliwości i bywa też tak, iż my możemy robić wiele dla naszego tenisa, a ktoś inny nic, i i tak ma lepsze wyniki. Po co się frustrować?
Idąc dalej - czasu nie oszukamy. Im szybciej to do nas dociera tym lepiej. Wyróżniam jakby trzy formy tej samoświadomości:
1 - wiem i rozumiem stan rzeczy, ale ...
2 - wiem i akceptuję stan rzeczy (bez "ale")
3 - lubię stan rzeczy
Oczywiście optymalna jest trzecia forma. Pełna zgoda z tym co jest.
Tu mogę się posłużyć swoim przykładem, ale i wielu kolegów. Jeżeli ktoś wszedł w tenis z 3 czy 4 z przodu, jest samoukiem, to tego raczej nie doświadczy, a przynajmniej nie tak intensywnie. Ludzie grający od wczesnego dzieciństwa, zawodnicza, mający wiedzę i świadomość gry przechodzą niezłe katusze.
W przypadku większości moich zagrań mogę od razu wskazać 5-10(!) błędów/niedociągnięć jakie popełniłem. Mimo, że zagranie może być niby super, to ja wiem jakby wyglądało 10-20 lat temu ... Wiemy jak graliśmy. Ale to nie wróci
Miałem taki okres w życiu, że mnie to strasznie frustrowało. Na szczęście tylko na korcie i w czasie drogi do domu. Potem przechodziło. Powoli się odczuliłem, zaakceptowałem to co jest i to, że co kilka lat pewnie będzie trochę gorzej.
Wierzcie mi, że to bardzo nie fajne jak gramy dobrą piłkę, wygrywającą, ale w głowie zamiast satysfakcji mamy ... listę błędów i niedociągnięć. To zabija tenis. Jeżeli tak macie, wrzućcie na luz, gra też będzie efektywniejsza.
Co więcej?
To o czym wielu zapomina - odpowiednie nawadnianie się przed i w trakcie, ale i po grze. Wielu zaczyna pić w trakcie gry. To musztarda po obiedzie. W warunkach amatorskich ten litr płynu 2-1,5 godziny przed grą zrobi robotę.
W czasie gry też nie popełniajmy typowego błędu - ludzie dobiegają do ławki i wytrąbiają na raz pół butelki duszkiem. NIE! To nic nie da, poza wydętym bębnem i kilkuminutową huśtawką w żołądku ... Pijemy regularnie, ale 2-3 małe łyki maksymalnie.
Jeżeli chodzi o sferę fizyczną to Przedmówcy w miarę wyczerpali temat. Ja tylko dodam, że wszystko z umiarem, przerost formy nad treścią może krzywdy nie zrobi, ale i efektu współmiernego do wkładu też często nie da ...
Gdy ja wszedłem na kort 35 lat temu poznałem ówczesnych 20-30-40 latków. Wielu gra do dziś, mają jak łatwo policzyć 55-65-75 lat. Widziałem jak zmieniał się ich tenis i podejście do niego przez dekady, genialny materiał poznawczy! Sporo i nie raz rozmawialiśmy prze te lata właśnie o zagadnieniach jakie tu poruszyliście.
Ja od pewnego czasu zacząłem nawadniać się lekko przed grą, pić wodę z magnezem i trochę rozciągam i rozgrzewam pas biodrowy przed grą, inaczej, jak zacznę grać intensywnie i dynamicznie, zaczynają mnie boleć i spinać plecy w okolicach krzyża. Za chwilę będę miał 45 lat. Tyle mi wystarcza na dziś. Jak pojawią się jakieś problemy będę reagował i coś dokładał do repertuaru okołotenisowego.
Osobiście uważam, że na poziomie amatorskiej rekreacji nie ma wielkiego sensu robienia czegoś na zaś. To pewne uproszczenie dodam, bo za taką wypowiedź sam bym siebie zdrowo pojechał na forum.
Myślę, że rozumiecie jednak sens.