Ja nadrobiłem ostatnio zaległości filmowe i w ciągu tygodnia obejrzałem chyba z 5 filmów... Uwierzcie, zazwyczaj oglądam niewiele więcej w rok, więc sam jestem zdumiony.
Najpierw to czego nie rozumiem - zachwyty nad "Marsjaninem" - przecież to bajka! A scena tańczenia w kosmosie i ciągnięcia się nawzajem na jakiejś lince - żenada totalna. Kto to wymyślił?
"Jestem mordercą" - kolejna świetna rola Jakubika. On jest stworzony do takich filmów. Film Pieprzycy, a jakby Smarzowskiego...
"Creed. Narodziny legendy" - w sam raz na raz. Trochę step-upowy... taki jakiś płytki. Ale ogląda się przyjemnie, no i 70-letni Stallone, całkiem na plus.
"Przełęcz ocalonych" - duże wow. A jeszcze większe było wow jak na końcu filmu dowiedziałem się, że to film na faktach! Polecam!
"Sztuka Kochania" - byłem w kinie z żoną jakiś czas temu. Całkiem ciekawa historia i wspaniała muzyka.
"Osatatnia rodzina" - nie wiem Vivid dlaczego nie masz zamiaru obejrzeć, to jeden z lepszych filmów biograficznych, jakie widziałem. Do tego polecam książkę M. Grzebałkowskiej. Beksińscy są tak fascynujący, że naprawdę ciężko ich później wymazać z pamięci. Ja oglądałem film i czytałem książkę jakieś pół roku temu, a dalej jestem mocno pod wrażeniem (oczywiście szczególnie książki, ale film na poziomie).
"Bogowie" - również nie wiem z czego wynika Twoja niechęć. Bardzo dobry film.
Co do Smarzowskiego - jestem jego wielkim fanem. Jedyna produkcja jaka mi nie podeszła to "Drogówka", tu się z Tobą Vidziu zgodzę.
Seria "Pittbull" - świetna głupiutka rola Ostaszewskiej, Majami podoba się dziewczynom, teksty chwytają - łatwy przepis na hit, Vedze się udało zrobić wynik, i tyle.
"Kong. Wyspa Czaszki" - typowo pod publiczkę, efekty w 3D fajne.
W sam raz na raz - na kacu do kina.