Wątek humorystyczno-kabaretowy się rozwija, a moim zdaniem problem jest naprawdę duży i poważny.
Ponad 12 lat pływałem, przeszedłem przez ręce ok. 10 trenerów, w tym takich, którzy prowadzili olimpijczyków, byłem w reprezentacji kraju. Czy mogę swoją drugą Połówkę nauczyć pływać? Jasne, krzywdy jej nie zrobię, technikę wytłumaczę, a jak mnie
, to ewentualnie lekko podtopię. Zawsze się czegoś nauczy.
Czy mogę swoich kilkuletnich chłopaków nauczyć tego samego? Chała. Nie mam pojęcia o dydaktyce motoryki, rozwoju psychofizycznym w sporcie itd. itp. I żaden YT mi w tym nie pomoże. To samo, jeśli nie gorzej jest w tenisie.
I teraz wszyscy krzyczący o wolnym rynku w tej dziedzinie niech uruchomią wyobraźnię i zwizualizują sobie swoje dzieci trafiające pod skrzydła "youtubowych" trenerów. Nawet jak myślą (rodzice) zdroworozsądkowo, to i tak dobry marketing ich może pokonać.
Trener bez sensownej praktyki (zawodniczej) może się obronić, bez wiedzy nie. Idealne połączenie to praktyk z wiedzą, ze świecą szukać.
Dlatego dla mnie szkoleniem dzieci nie powinny się zajmować osoby bez udowodnionej wiedzy. Nawet jeśli ten "papier" jest wart podtarcia tyłka. To jest również kwestia odpowiedzialności cywilno-prawnej. Wystarczy zbudować system odpowiedzialności, przez analogię do samochodów - stacja diagnostyczna wypuszcza złom? Odpowiada za to.
Wolny rynek może (choć nie musi) oczyścić dziedzinę ze szkodników. Tylko kto naprawi krzywdy ich podopiecznym... .