Widzę, że prawie wszystkich trafiają problemy z dolną częścią pleców.
Moja historia wygląda tak: rok temu, po kliku tygodniach lekkiego ćmiącego bólu, strzelił mnie piorun i kompletnie unieruchomił. Myślałem, że to dysk, ale jeszcze tego samego dnia poszedłem do poleconego rehabilitanta. Facet kazał mi pokuśtykać, obmacał mnie tu i ówdzie i orzekł, że jakieś dwa mięśnie podpośladkowe i okołokręgosłupowe mi się poskręcały, na skutek mieszanki stresu, siedzącego trybu życia i braku ćwiczeń. Jeszcze trochę, a ich skurcz doprowadziłby do skrzywienia kręgosłupa i dyskopatii.
Rozmasował mnie i pokazał ćwiczenia rozciągające. Stosuję się do nich dość często i od roku mam spokój. Robię je po i przed wysiłkiem (np. przed meczem, bieganiem), a także kiedy rano wstaję jakiś połamany i ponapinany.
Najprostszym z nich jest zwykły skłon, ale bez szarpania, tylko powolny, żeby sobie nic nie pozrywać. Po chwili zwisu powolny powrót do pionu i za chwilę na nowo. Po paru minutach dotykam ziemi i czuję, jak plecy są odprężone.
Polecam tego rehabilitanta, facet jest zapaleńcem, zna wszystkie szkoły, ale stosuje je bez fanatyzmu - rozumnie wybiera, to co w danej chwili jest optymalne.