Klasyka tenisa amatorskiego...
Znam takich, którzy po świetnym serwisie rywala słyszą nety nawet, gdy piłka leci pół metra nad siatką.
Z drugiej strony mnie zdarzyła się na ostatnim meczu ligowym taka sytuacja: rywal serwuje, słyszę net i krzyczę, ale odgrywam return w kort. Rywal chce grać dalej, odbija, ja też odbijam i znowu krzyczę, że był net. On na to, że mi się zdawało, bo to on tak tupnął nogą, że było słychać, jakby był net. Potem serwuje ponownie dobrą piłkę , ja gram, a on na to, że był serwis autowy. Śladu nie sprawdza. Ja mówię, że OK, to niech serwuje pierwsze podanie, a on honorowo, że NA MOJEJ STRONIE TO JA SĘDZIUJĘ i on oddaje mi punkt. Zagotował się w tym wszystkim, obraził i skończyło się 6:0, 6:2.
Niby racja, każdy sędziuje na swojej stronie. A na środku, jak jest (przypuszczalny) net, to każdy ma "takie samo prawo" przerwać.
Ja generalnie wyznaję taką zasadę, że grając amatorsko i nie mając do dyspozycji sędziów, mamy większe prawo popełniać błędy. A błędne wywołania i inne błędy sędziowania zdarzają się przecież i na Wimbledonie... Zawsze w spornych sytuacjach proponuję powtórkę punktu.