Hej.
Spotkała mnie wczoraj taka sytuacja. Wyjeżdżałem ze stacji benzynowej na dokładnie tym wyjeździe skręcając w prawo. (na fotce w lewo) --> LINK. Z prawej strony wjechał mi rowerzysta w tylne drzwi (rower bokiem w przednie uderzył i stąd ta dziura na klamce, zapewne siodełko ) --> FOTO1, FOTO2
Ścieżkę widać na google, jest to również chodnik.
Wyjeżdża tam się dwuetapowo - najpierw piesi i rowery, czyli lewa, prawa, lewa, prawa i stajesz na ścieżce/chodniku by zrobić to samo z samochodami. I jak już stałem/turlałem się 1km/h patrząc na samochody to wpadł rowerzysta i przykleił się swoim prawym barkiem do mojej tylnej szyby a rower do samochodu. Szyba cała, blacha nie... Nic mu się nie stało, chyba zarzucił rower bokiem fartownie. Rower też cały. Co ciekawe tylko Renault ucierpiał...
I tak, nie wiedziałem czy coś się nie stało gościowi to wezwałem Policję (mam AC) i po przyjeździe zwykłych a później drogówki Panowie Policjanci bez pytania co i jak, bez obejrzenia samochodu (!!!!!!!), bez alkomatu, bez niczego w sumie uznali moją winę w pierwszym zdaniu po dzień dobry... Bo na ścieżce i muszę zachować ostrożność.
Nie mówię, że byłem bez winy, nie wiem, rozglądałem się i nie widziałem gościa. Wątpliwość mam tylko pod kątem szybkości rowerzysty (walnął mocno) i tylnej części samochodu, w który uderzył. On we mnie nie ja w niego. Tam są krzaki, droga prostopadła 15metrów dalej, pokręcony chodnik ze ścieżką, może tam był a ja nie zauważyłem. Późno nie było bo 19:30. (Jechałem oddać rakiety do naciągnięcia).
Pytanie jest czy aby na pewno kierowca zawsze jest winny? Czy rowerzysta nie musi być uważny? Podkreślę, że to on wjechał we mnie. Mandat wziąłem, 500zł i 6pkt. karnych, więc pewnie po ptakach. Ale chciałbym wiedzieć jakie macie doświadczenia z podobnymi sytuacjami. Ja rowerzystów lubię, sam kiedyś jeździłem, rozumiem wiele sytuacji ale tu czułem się jak wcześniej naznaczony do porażki bo Policja była nieczuła na żaden argument.