A nie lepiej w spokoju, bez oczekiwań, zobaczyć kto jutro wygra. Przecież i tak od wieków, wygrywają lepsi. Chodzi o widowisko. A czy wygrany nazywa się Murray czy Djoković, to przecież bez żadnej różnicy.
Przywiązanie do nazwiska może spowodować, w zależności od stopnia nasilenia, stan pomiędzy euforią i depresją.
Myślę, że jednak Djoko. Chodzi o, jak to nazwać, prawdziwe poświęcenie dla zwycięstwa. Djoković, moim zdaniem jest gotów poświęcić więcej, a Murray zwykle poddaje się wcześniej. Andy nie ma w oczach tego szaleństwa, tej żądzy mordu. Taki miły z niego, utalentowany chłopak.