Droga Dagu77!
Jestem jak najdalszy od seksizmu - u mnie w domu, to ja jestem od kuchni, a moja żona dotyka się garnków wyłacznie na chwilę przed tym, jak dzieci z głodu padną. I to tylko pod warunkiem, że mnie nie ma w pobliżu. Za to tradycyjne koszenie trawnika, to jej brocha. Jak jedziemy w podróż prowadzę jednak ja. Bo facet musi? Nie, bo jeżdżę wydajniej i o 4:00 rano nie zasypiam nad kółkiem (w dłuższe trasy jeździmy nocą). Jeśli jednak Ona czuje się na siłach, a ja mam gorszy dzień, to nawet minuty nie dyskutujemy. Po prostu zmianiamy role.
W pracy to jednak inna brocha. Człowiek ma tendencję do unikania kłopotów i robi to za wszelką cenę. Używa więc takiego upraszczającego świat narzędzia jak statystyka. A ta jest bezlitosna: kto ma większą szansę zaciążenia i zmniejszenia swojej wydajności o ca. 50% przez 9 miesięcy, a następnie pójścia na urlop macierzyński (patrzcie na to przez pryzmat "nakładów inwestycyjnych na pracownika" i stopy zwrotu)? 24 letni kandydat, czy 24 letnia kandydatka? Wiem, teraz są "tacierzyńskie" - ale facet mimo szczerych chęci nie wpisze się w obecną modę "naturalnego karmienia". Full stop.
Nie chodzi o seksizm. Jestem od niego jak najdalszy! Po prostu stwierdzam fakty. Kobiety często zarabiają mniej. Fakt. Ale dlaczego w takim razie w warunkach rynkowych nie zatrudnia się ich? Byłoby taniej - do czasu aż popyt i podaż wyrównałyby ceny... Nie robi się tego nawet, gdy osobą zatrudniająca jest kobieta... Są jakieś powody - i nie sądzę, żeby wyłącznie kulturowo-patriarchalne, - że dzieje się inaczej. Ktoś rezygnuje z szansy na większą kasę tylko dlatego, że chce zrobić gorzej "kobietom"? Globalny spisek?
Świat jest jaki jest - chciałbym, żeby był inny, ale nie dla samej inności. Trwa ewolucja. Teza, antyteza, synteza - teza, antyteza, synteza. Głosy "feministek" są potrzebne, ale ich model świata oraz uproszczone diagnozy nie kwalifikują się jako podstawa do terapii. Najlepszym dowodem jest to, że np. majstrowanie przy "przywilejach rodzicielskich" daje zwykle odwrotny do zamierzonego skutek. Po prostu musimy dzień po dniu pracować nad coraz efektywniejszym, nowym światem.
P.S. Sam wyrzuciłem swoją żonę na kort. Spodobało się, ale w zimie przestała chodzić. Wolała naukę języka... Taka była JEJ decyzja. Od maja ma wrócić "do gry". Zobaczymy.