To i ja dodam coś od siebie...
Pierwszy mecz z Lechem67. Sądząc po tym, jak grał później chociażby z Hohvarem, chyba dobrze, że to od meczu z Nim zacząłem. Lechu dobrze serwował i grał z głębi kortu, ale w pierwszej fazie gry zgubiły go częste wypady do siatki, podczas gdy u mnie nadzwyczaj dobrze działały passing shoty. Później trochę się uspokoił i gra się wyrównała, co zaowocowało doprowadzeniem do stanu 2:2. Mam jednak wrażenie, że podszedł do meczu ze mną z nastawieniem, że i tak przegra, co absolutnie nie było dla mnie oczywiste. Wynik mógł być o wiele lepszy, gdyby nie parę, na dobrą sprawę - łatwych piłek. Miałem po prostu więcej szczęścia. Zacząłem też męczyć Lecha skrótami, z którymi miał problem. Naprawdę dobrze mi się grało, a jak Lechu popracuje nad bekhendem to będzie naprawdę kompletnym zawodnikiem. W efekcie zakończyło się 6:2.
Kolejny mecz - Roger. Zacząłem bardzo źle, dając się Rogerowi wciągnąć w Jego (chyba) ulubioną grę, tzn. do góry, do góry, do góry i jeszcze raz - do góry. Efekt był taki, że ograny Roger trzymał piłkę w korcie, a ja strzelałem po autach. Zacząłem odrabiać punkty w momentach, kiedy zachowywałem totalny spokój i pozwalałem Rogerowi pobiegać. Myślałem, że więcej też ugram skrótami, ale Roger zdecydowanie poprawił grę na siatce od chociażby ostatniego deblowego TF'a, na którym miał okazję z Nim grać. Kilkakrotnie dobiegał do skrótów, a minąć go później wcale nie było prosto. Podobnie jak z Lechem, było kilka piłek, które mogły odmienić losy meczu, ale to jest właśnie piękno tenisa, że nigdy nic nie wiadomo
Ostateczny wynik - 6:4.
Ostatni mecz grupowy z Hohvarem. Hohvar napisał wyżej, że to nie On wygrał, tylko ja przegrałem. Gdyby patrzeć na mecz pod kątem czysto wynikowym (wygrywałem 4:1, a skończyło się 5:7), zdecydowanie można byłoby to tak nazwać. Ja jednak czuję to trochę inaczej. Uważam, że z Hohvarem zagrałem mój najlepszy mecz na turnieju. Musiałem uruchomić siłowy serwis - przy drugim zazwyczaj też wiele ręki nie wstrzymywałem, a po prostu grałem więcej rotacji. Mimo to, błędów z serwisu było mało. Ten mecz był zupełnie inny, niż moje poprzednie. Wreszcie mogłem zagrać otwartą grę, bo już na samym początku zobaczyłem, że jak zagram nieprzemyślaną, krótką piłkę to będzie źle. Musiałem ryzykować, bo Hohvar nie dawał szans, kiedy pozwalałem Mu przejąć inicjatywę. Stąd też dużo błędów w drugiej części seta. Po prostu w pierwszej ryzyko opłaciło się bardziej, w drugiej "trochę" mniej
Hohvar mówił, że przy 4:1 wystarczyło przytrzymać, poprzebijać i samo by się wygrało, ale ja takiego poczucia absolutnie nie mam. Przy moim kulawym forhendzie nie mam kompletnie czucia piłki. Mogę albo strzelać i liczyć, że wejdzie albo przebijać i robić tyle samo błędów, co kiedy strzelam (ale spokojnie, do następnego TF'a się wyrobię
). Hohvar dobrze serwował, grał solidnie forhendem, bardzo dobrze na siatce. Kilkakrotnie próbowałem skrótów i zawsze dobiegał albo brakowało mu dosłownie kilku cm. Ograny, wybiegany, trzymający piłkę - nie mam sobie zbyt wiele do zarzucenia. Byłeś po prostu lepszy
Wynik - 5:7
Dzięki korzystnemu bilansowi, udało się wyjść z grupy z 2 miejsca, po czym, czego sam zresztą sobie życzyłem, wypadło, że zagram z JCz. Mecz krótki, wynik 0:6 zupełnie zasłużony. Na pocieszenie mogę powiedzieć, że w pierwszych dwóch gemach miałem 40:15 i mogę mieć do siebie pretensję, że przynajmniej tego pierwszego nie domknąłem, bo miałem łatwą piłkę z okolić środka kortu, którą wyrzuciłem forhendem na 10 centymetrowy aut po linii. Tak, jak JCz powiedział, szansa z Nim była tylko wtedy, kiedy jeszcze nie był do końca rozgrzany. Kolejna kwestia to fakt, że im bardziej rozbite piłki, tym więcej atutów dla Jacka. U mnie niestety odwrotnie.
Jestem jednak dobrej myśli. Ten mecz pokazał mi, ile tak naprawdę brakuje do najwyższego amatorskiego poziomu, za przedstawiciela którego uważam JCz'a. Serwis jest ok, bekhendem sobie poradzę, jeśli forhend zacznie funkcjonować tak, jak sobie tego życzę i będę regularnie grał to będzie dobrze! Aaaa, nie sposób jeszcze nie wspomnieć o slajsie Jacka, który bardzo mocno dał mi się we znaki. Dawno nie grałem przeciwko nikomu, kto w tak dobry sposób używałby backspinu. Gratulacje! Wynik - 0:6.
Dzięki wszystkim za możliwość spotkania i zagrania. Szkoda, że tak mało osób, z drugiej strony, ten turniej podobał mi się zdecydowanie bardziej, niż poprzednie na Orle. Jak pisali poprzednicy, jest słabe zaplecze, ale korty w bardzo dobrym stanie i jest bardzo ciepło, co na Orle nie jest oczywiste. Gdybym miał wybierać, Break > Orzeł.
P.S. Żeby nie było tak różowo to dodam, że delikatnie naderwałem lub przemęczyłem jakiś (prawdopodobnie) przyczep od tricepsa.