Piszesz Sebex w pierwszym zdaniu, że masz bardzo dobrą maszynę. Problem w tym, że dla każdego znaczy to co innego. Ja na przykład nie naciągam na niczym poniżej standardu Baiardo. Nie jest to jakiś snobizm, ale czysty pragmatyzm. Dość się naoglądałem cudacznych efektów prac domorosłych mistrzów-stringerów dysponujących rozklekotanym Tygerem albo innym Pro's Pro za 1500 zł. Oczywiście najważniejszy jest człowiek, ekspert znający swój fach. Ale liczy się też powtarzalność jaką daje dobry sprzęt - trzymanie parametrów na każdej strunie i przy każdym kolejnym naciągnięciu.
Wracając do stringera - ważna jest też dla mnie umiejętność obchodzenia się z samą ramą. Żadnych "tu mi się łapka na ramie zacisnęła za mocno", "ale ma pan ciasne przelotki, musiałem rozpychać" albo nie daj Boże "ojej, chyba rama pękła przy naciąganiu - cóż, tak się czasem zdarza...". Nie naciągam też w sklepach (nawet tych największych), bo nie ufam ani w jakość ich stringerów, ani w trwałość ich roboty (jakoś te szpule naciągów muszą przecież schodzić...). Stosuję dwa proste testy:
1. Jak słyszę od tenisowego patałacha pchającego piłkę zamiast ją uderzać, że często zrywa naciąg, to zawsze szczegółowo dopytuję gdzie naciąga i u jakiego stringera. Moja rakieta na pewno tam nie trafi.
2. Jak widzę stringera przy pracy, to obserwuję przede wszystkim jak przeciąga poziomy. Czy zadaje sobie trud, a swoim palcom dyskomfort (zwłaszcza na wielokątnej, chropowatej strunie), związany z nieustającym przesuwaniem struny poziomej (góra-dół) podczas przesuwania jej przez maszynę po już wciągniętych pionach, czy też jedzie po prostu na chama w linii prostej, robiąc wżery, które skutkują potem właśnie tym, że tłum grajków uderzających piłkę jak niedożywione skrzaty chodzi po kortach z dumnie wypiętą piersią gdyż znów zerwali strunę swoim diabelsko mocnym forehandem.
Oczywiście przy wciąganiu naciągu można popełnić szereg poważniejszych błędów niż ten opisany powyżej, ale nie każdy potrafi je wychwycić nie będąc ekspertem (ja nie potrafię
). A patrzenie jak stringer obchodzi się ze struną poziomą jest takim prostym testem.
Do tego dochodzą "drobiazgi":
- czy zna techniki (jeden, dwa kawałki, around the world, itp.) i rozumie po co / kiedy się je stosuje,
- czy pyta o pre-stretch tam gdzie to ma sens,
- czy słyszał o wciąganiu poziomów luźniej od pionów,
- czy wciągał kiedyś wynalazki typu o-porty Prince'a, czy raczej twierdzi, że "on się tylko w Aero Drive specjalizuje",
- czy przed rozpoczęciem naciągania sam liczy ile jest pionów, a ile poziomów, czy ślepo wierzy napisom na ramie,
- jak wycina stary naciąg (no dobra, nawet dobrym stringerom nie zawsze chce się wycinać "po okręgu"...),
- ile materiału marnuje przy robocie,
- jak wiąże węzły,
- czy obcina nadmiar ponad węzłami i to tuż ponad węzłem, czy może oddaje klientowi rakietę "z wąsami", które prędzej czy później poharatają mu rękę,
- czy po wciągnięciu naciągu a przed oddaniem rakiety klientowi poprawia (prostuje) struny.
Dobry, zaufany stringer to prawdziwy skarb!
Wracając do Twojego problemu - ja i wielu innych grajków pojedziemy i na drugi koniec Warszawy byle rakietę zrobił nam nasz ulubiony stringer. Ale chyba nawet tu w Warszawie nie ma nas tylu, by komuś na poważnie opłacało się robić biznes z naciągania "w garażu", a nie na kortach, w sklepie tenisowym albo dlatego, że samemu jest się trenerem i robi się to dla swoich klientów, gdzie kasa jest głównie ze sztund, a naciąganie to tylko dodatek.
Myślę, że większość "nieprofesjonalistów", którzy kupują maszynę do naciągania robi to jednak nie tyle z myślą o zarabianiu, ile raczej z frustracji tym ile płacili sami za naciąganie swoich rakiet i jakiej jakości była to robota. Przynajmniej tak twierdzą moi znajomi, którzy kupili sobie własne maszyny
.