Ok Artlight, faktycznie moja tenisowa historia może posłużyć za przykład - pierwszy raz rakietę tenisową wziąłem do łapy w wieku 19 lat. Opowiem w kilku zdaniach o postępach, może podtrzyma wiarę Sebexa w realizację wymarzonego celu. Dzięki sprawności fizycznej (jestem z pokolenia kiedy po lekcjach zamiast siadać do komputera wychodziło się na podwórko, najczęściej pograć w piłkę) szybko osiągnąłem turniejowy poziom amatorów z kilkunastoletnim stażem, by już pod koniec pierwszego sezonu startów w cyklu Grand Prix Piaseczna wygrać jeden turniej, a w drugim sezonie cały cykl (a trzeba dodać, że był to cykl z tradycją, trwający od czasów tenisowego boomu w latach 70.). Nogi rzeczywiście, jak to zauważył Vivid, nosiły. Po roku gry w tenisa ogrywałem regularnie całą czołówkę amatorską mojego rodzinnego miasta. Ambicja podpowiedziała próbę swych możliwości w turniejach warszawskich i jeszcze w tym samym roku, czyli w moim drugim sezonie gry w tenisa wystartowałem w cyklu warszawskich turniejów o Puchar bardzo poczytnego wtedy w całej Polsce Expressu Wieczornego (dzięki relacjom w dziale sportowym tej gazety i nagrodom był silniej oraz liczniej obsadzony niż Grand Prix Warszawy, na drabince zawsze około 50-60 graczy, a turnieje wymiennie z GPW, więc najlepsi grali), osiągając zaskakująco dobre wyniki, z czołówką Warszawy jeszcze przegrywałem, ale trzecią rundę regularnie zaliczałem, a i czasem do ćwierćfinału udało się wskoczyć. Ostatni w tamtym pierwszym moim sezonie turniej z tego cyklu udało się nawet wygrać, choć po prawdzie dzięki absencji kilku czołowych zawodników. Duża frajda, bo gazetową relacją z tych zawodów moja mama chwaliła się swym koleżankom jeszcze przez długie miesiące. To wszystko bez nawet jednej lekcji tenisa u trenera. Po prostu jeździłem na Merę do Warszawy i podglądałem zawodników. Później studia, sekcja tenisowa SGGW i wygrana w meczu z Politechniką Warszawską z pierwszą rakieta tej uczelni w singlu oraz wygrana w decydującym o końcowym wyniku deblu (jako ciekawostkę podam, że była to pierwsza w historii wygrana mojej uczelni z od wieków silną i naszpikowaną byłymi bądź aktualnymi zawodnikami PW). Bodajże na czwartym roku studiów (czyli po pięciu latach gry w tenisa) wygrałem kilka sparingów z Wojmirem, synem trenera z SGGW, świeżo upieczonym drużynowym mistrzem Polski juniorów z klubem Mera (w rankingu ogólnopolskim był wtedy około 10 miejsca do lat 18). Z braku kasy miałem jedną rakietę, buty jakieś tanie Sofixy, a na korty nie było mnie stać, więc chodziłem na ściankę i godzinami tłukłem. Na trenera oczywiście też mnie nie było stać, czysta amatorka. Po studiach straciłem serce do tenisa, na wiele lat, inne pomysły i rozrywki (między innymi piłkarskie szóstki), odzyskawszy je dopiero dekadę później, po przejściu w wiek seniorski (weterański według dawnej nomenklatury) i zdobyciu z marszu wicemistrza Polski w kategorii +35 lat. Późniejsze postępy można łatwo sprawdzić w wynikach turniejów GPW, na rozkładzie wielu tenisistów trenujących w wieku młodzieżowym w klubach, często z sukcesami, medalami mistrzostw Polski, czy województw. A trzeba dodać, że w tenisa, ze względu na inne obowiązki grywałem już rzadko, najczęściej raz, dwa razy w tygodniu. Mimo to, jakoś udawało się osiągać przyzwoite wyniki. Pamiętam taki mecz w 2011 roku, gdy w finale turnieju na MTC o mały włos nie wygrałem seta (dwie piłki setowe) z Przemkiem, zawodnikiem mających na swoim koncie w przeszłości kilkadziesiąt punktów ATP i kilkanaście lat młodszym ode mnie. Umawiałem się też na treningi z niezłymi zawodnikami, na przykład z Patrykiem, swego czasu około 900 miejsca w rankingu ATP. Teraz to już u mnie oczywiście poziom nie przystający do tego co powyżej opisuję (jak słusznie zauważył Vivid, nogi siadły, ale nie mogło być inaczej, od wielu już lat tryb życia siedzący, i w pracy, i w domu), ale gdyby nie obecne obowiązki i związane zapewne z bezruchem, opisane w moim wątku, problemy zdrowotne, które zniwelowały do totalnego minimum wyjścia na kort mógłbym przez jakiś czas psuć krew czołowym tenisistom GPW.Artlight pisze:[...] dla bardzo dobrych amatorów byli zawodnicy (tak opisani, jak zrobiłem to powyżej) są zdecydowanie w zasięgu. Mam tu na myśli takich amatorów jak JCz, a w dalszej kolejności Gary czy Obi. Każdy z nich zawsze będzie miał gorszą technikę, ale umiejętności własne, zaangażowanie w grę, pomysł, waleczność i takie tam pomogą w wygrywaniu takich spotkań. I to nawet regularnie. Tak w ogóle, szczególnie cenna byłaby tutaj wypowiedź JCz, którego znam wyłącznie z widzenia, ale który jest (a już zwłaszcza "był" przed problemami ze zdrowiem, które Jacek dość szczegółowo opisywał na Forum) prawdopodobnie najlepszym znanym mi przykładem amatora, który doszedł niezwykle wysoko w rozgrywkach (GPW) zdominowanych przez byłych topowych kadetów, juniorów, a czasem nawet seniorów.
Moim zdaniem:2_D pisze:Odchodząc lekko od tematu amatora, jak sądzicie Panowie czy w ostatnim czasie tenisowy poziom naszych młodych "wyczynowców" idzie w górę ? Jeżeli tak - to wracając do tematu - Sebexowi będzie coraz trudniej
Vivid pisze:Sebex, z grubsza z amatorami to jest tak, że wyżej pewnego tenisowego technicznego "wała" nie podskoczą. I nie ma zmiłuj. Spłycając mocno temat wynika to z tego, że jak się nauczysz, czy raczej jak sobie grę wyrzeźbisz, na początku, tak będziesz miał. A potem to już możesz coś lekko poprzestawiać, ale nie kompletnie przemeblować. Stąd z grubsza ograniczenia.
Do tego jak amator idzie na trening to leci z FH, BH, wolejami itd. No fajnie, ale jak się trenuje od dziecka zawodniczo to trenuje się i poruszanie po korcie, antycypację, rozwiązania taktyczne, grę na małe pola (kara). Trenuje się niby nawet takie "drobnostki" jak umiejętność wplatania w sekwencję zagrania sprawdzenie śladu gdy piłka ląduje przy/na samej linii, czyli odgrywam, szybki rzut oka i ocena piłki, dalsza praktycznie nie zakłócona sekwencja ruchu w trakcie nadal trwającej wymiany.
Jak kiedyś pisałem, grałem z Daroosem i celowo przestałem sędziować na Jego stronie. Zaliczył mi chyba ponad 10 autów (sic!). Większość z tych wymian wygrałem. Przy wyrównanym poziomie gry takie coś ... decyduje o wygranej.
Do jakiej konkluzji zmierzam? Warto starać się poprawić swoją technikę i wszechstronność. Ale jeżeli patrzymy na tenis amatorski to warto też, a raczej przede wszystkim, skupić się na tych mniej teoretycznie stricte tenisowych aspektach - czyli wydolność, gibkość, szybkość, jakaś dobra dieta itd.
A tak przy okazji wytykanych przeze mnie i JCz nóg, kto i gdzie tam się faflunił, że nogi nie mają wielkiego znaczenia przy zagraniach, liczy się prawidłowa praca ręki? ...
JCz, dzięki za historię! Jest motywująca. I podnosi do na duchu! jestem pod wrażeniem wyników. Pokazują, że się da a przy tym pewnie miałeś kupę frajdy grając i dochodząc do takiego poziomu.JCz pisze:[...]
Niech ta powyższa historia da Ci Sebex do myślenia. Da się. Moim zdaniem, kluczem do osiągnięcia postawionego przez Ciebie celu są między innymi elementy gry w tenisa wymienione przez Vivida: przygotowanie fizyczne (nogi, nogi, i jeszcze raz nogi!) i mentalne do gry na punkty (gra w turniejach, ile się da, na punkty, o coś) oraz liczba godzin poświęconych treningowi, i to na równi tenisowemu, jak i temu przygotowującemu ciało do wysiłku na korcie. Trener personalny się kłania, albo regularne uprawianie sportu uzupełniającego, np. hokeja lub piłki nożnej.
Czy wybitny? Nie wiem. Ale pracowity jeśli chodzi o tenis to tak! Dzięki za słowa otuchy. Możesz być pewny, że będę próbował!Nolan pisze:Fajnie, że JCz opisał swoją historię.
Jak widać to dobitny i najbliższy forumowiczom przykład, że można.
Oczywiście trzeba wiedzieć, że jest to wyjątek od reguły i taki poziom są w stanie osiągnąć tylko nieliczni - wyjątkowo utalentowani i pracowici amatorzy.
Tak czy inaczej jest to możliwe, więc Sebex bierz się do roboty.
Vivid, zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego nie pisałem o wygrywaniu w meczach z zawodnikami/byłymi zawodnikami. Ale o porównywalnej grze np. Podczas treningu. Np. Grając krosy, koperty czy jakieś zagrania taktyczne typu serwis wyrzucający, return po prostej i ostry kross. Raczej chodzi mi o możliwość dojścia do poziomu powiedzmy takiego, że jak będę z kimś odbijał to nie będzie widać różnicy, że ten zawodnikiem był a ten nie. Grać na punkty to będę... z amatorami. i na pewno ostry trening powiedzmy "zawodniczy" pomoże mi w tym.Vivid pisze:Sebex, z grubsza z amatorami to jest tak, że wyżej pewnego tenisowego technicznego "wała" nie podskoczą. I nie ma zmiłuj. Spłycając mocno temat wynika to z tego, że jak się nauczysz, czy raczej jak sobie grę wyrzeźbisz, na początku, tak będziesz miał. A potem to już możesz coś lekko poprzestawiać, ale nie kompletnie przemeblować. Stąd z grubsza ograniczenia.SPOILER:
Ja tam jakimś super sprawnym gościem nie jestem, a jednak w swoich najlepszych latach wygrywałem z graczami, którzy trenowali (i grali w turniejach) do 16 roku życia, a i zdarzyło mi się wygrać z zawodnikiem, który skończył grać w wieku lat 18, będąc całkiem wysoko w juniorach i w "100" seniorów. Faktem jest, że ten akurat gracz strasznie się zapuścił, miał długą przerwę (już drugą - najpierw po grze zawodniczej, a potem już w czasie amatorskiej przygody z GPW), a do tego jego głównym atutem był świetny wolej, a graliśmy na ultra wolnej, mokrej mączce, więc moja defensywa go "zabiła". Wygrałem 9/1. Ale faktem jest też, że wcześniej, gdy po 10-letniej przerwie wrócił na korty, to ogrywał mnie raczej gładko, a ja wtedy może nie byłem jeszcze tak dobry jak w latach 2011-2013, ale już grałem nieźle i niejednemu za skórę zalazłem.ekba pisze:Z panami co trenowali do wieku powiedzmy 15 + będzie praktycznie niemożliwe... nawet przy założeniu, że mieli mega długą przerwę lub od zakończenia "zawodniczej" przygody grają tylko rekreacyjnie. Jednak jeżeli ktoś trenował do 15 roku życia to ma za sobą jakieś 8 lat (a często nawet więcej) solidnego treningu. To poprzeczka nie do przeskoczenia.
Oczywiście zakładając, że mówimy o przeciętnym kowalskim a nie super sprawnym 22 latku który odkąd wziął rakietę w rękę trenuje 4 razy w tygodniu+ sparingi na weekendzie. Taka osoba przy smykałce do tego sportu może w ciągu 3/4 lat rozwinąć się na tyle by być godnym partnerem dla starych wyjadaczy.
Mi to ludzie powtarzają od początku przygody z tenisem. Jak widać nie tylko na amatorskim poziomie jest z tym problem.JCz pisze:A propos pracy nóg. Właśnie wróciłem z meczu challenge'owego na Merze, po drugiej stronie 24-letni gość który trenował w grupie zawodniczej w klubie DeSki do 18 roku życia, później już tylko treningi i sparingi, bez gry turniejowej, a od początku sezonu zimowego starty w challenge'u (m.in. i Obi miał okazję z nim się zmierzyć). W pierwszych dwóch swoich gemach serwisowych zapakował mi co prawda sześć asów, ale po korcie poruszał się tak, że od początku byłem pewny wygranej - na tak sztywnych nogach nie miał szans na dłuższą metę skutecznie odgrywać moich szlajsów. To co wygrał to serwisem, reszta moja, wynik 6/2 6/3. Facet przyzwoicie tenisowo ułożony, i serwis, i forhend, i oburęczny bekhend fajnie śmigają, niby wszystko jest, a jednak nie wystarcza do wygrywania na punkty. Na moje oko zawodzą nogi i koordynacja ruchowa - wszystkie inne elementy zostawiłbym w spokoju, popracował tylko nad tym.
No to ciężka Cię czeka droga do wyznaczonego celu...Sebex pisze:Mi to ludzie powtarzają od początku przygody z tenisem. Jak widać nie tylko na amatorskim poziomie jest z tym problem.JCz pisze:[...]Na moje oko zawodzą nogi i koordynacja ruchowa - wszystkie inne elementy zostawiłbym w spokoju, popracował tylko nad tym.