SPOTKANIE #3
Jacek iRem - wyczesany 6:3 6:2 6:2
Informacje dodatkowe:
Miejsce: Gdańsk
Nawierzchnia: dywan (?)
Piłki: Wilson AO
Rakiety:
Jacek - Wilson Pro Staff 97
wyczesany - Yonex VCore Tour G
Odkąd zacząłem regularnie jeździć do Gdańska nasz trzeci mecz był jedynie kwestią czasu. Zagraliśmy na trochę dziwnej nawierzchni przypominającej dywan, ze stosunkowo niskim kozłem. Jacek jej do końca nie ogarniał i jak sam stwierdził "ciągle mu brakuje jednego kroku w kierunku piłki". To jak sprawnie ja się poruszałem i jak pewnie się czułem jest raczej oczywiste jeśli się weźmie pod uwagę przerwę w grze - można to opisać jako dziecko we mgle, przynajmniej na początku. Na szczęście, jak to powiedział jeden z polityków początek się kończy...
Ale zacznijmy od początku... Po serii upokorzeń, kiedy to nie byłem w stanie podać piłki nad siatką i chyba 4 pod rząd wpakowałem siatkę było już tylko lepiej. Co prawda podczas pierwszego gema (na odbiorze) jedyne co mogłem robić to oglądanie Hobbita, który leciał w recepcji (nad kortem jest szyba przez którą widać telewizor z recepcji). U Jacka (niestety) widać poprawę na serwisie, mniej szarpania i lepsza regularność, widać też, że strasznie upodobał sobie atakowanie do bh.
Dobry wolej pamiętam od pierwszego meczu, dlatego nawet nie staram się go ściągać do siatki, było za to trochę błędów z końcowej linii, których przyczyną była w pewnej mierze nawierzchnia.
Kończąc dodam tylko, że dawno nie byłem tak obolały, ale jestem zadowolony z kilku rzeczy:
- bardzo mała zadyszka - zasługa treningów rowerowych, które prowadzę mniej lub bardziej aktywnie od początku lutego,
- dość szybkie wejście w mecz na takim poziomie, że byłem w stanie przebić kilka piłek na drugą stronę.
Zaskoczyło mnie, że po meczu byłem tak zmęczony, że ledwo kontaktowałem, a teraz idę wyginać...
Ciekawostką jest, że wszystkie nasze mecze zagraliśmy tymi samymi modelami rakiet, co oznacza, że już 3 lata trzymamy się tych samych szpadli.