Parę dni temu poszłam z Frankiem na trening. Nie widziałam jak gra od dawna - od obozu tenisowego w ubiegłym roku w czerwcu. Akurat obojgu rodzicom Franka coś wypadło - pójdziesz? - pójdę.
Zrobił postępy. Zupełnie nieźle - jak na takiego małego chudzielca - serwuje. Forhend dobry, bekhend słabszy - ale nie gorszy niż u kolegów. Podobało mi się poruszanie na korcie, wyczuwa odległości, nie wpada na piłkę.
A po treningu był mecz. Trochę czasu zostało, ktoś nie przyszedł, kort wolny - zagrali. Franek i Najlepszy Kolega. Ja i ojciec Najlepszego obserwujemy z boku. Pierwszy gem - serwis Franek. 5 minut oceniania aut czy dobra. Popatrują na nas. My odwracamy wzrok. Uzgodnili. Wymiana. Ocena dobra czy niedobra. Kolejne 5 minut. My odwracamy wzrok. Rozegrali gema. Serwis Najlepszy Kolega. Znów obaj przykucnięci szukają śladu...
No po prostu komedia.
No i kto wygrał? - pytam w drodze powrotnej.
Ja.
Jestem pewna, że Najlepszy Kolega też tak odpowiedział ojcu.
Ale po zakończonym spotkaniu nie mieli do siebie żadnych pretensji - rozmawiali o grach komputerowych.
Polemika z głupstwem nobilituje je bez potrzeby.. - Stefan "Kisiel" Kisielewski