Cóż, ja tam uważam, że trener to minimum bez różnicy czy jest to trener - TRENER, czy trener - nasz znajomy, który umie grać już całkiem nieźle i potrafi pokazać podstawy i wskazać oraz podpowiedzieć jak skorygować podstawowe błędy. Żadna ściana ani maszyna tego nie zrobi. Ba! Nie zrobi tego nawet człowiek bo on może tylko podpowiedzieć co jest źle i jak to poprawić, ale dopóki sami tego nie poczujemy i nie wpleciemy instynktownie w swoje uderzenie to nie ma to prawa zadziałać. Może właśnie w tym ostatnim punkcie maszyna może pomóc i pozwolić wykonać dużą ilość uderzeń.
Co do samych maszyn, a i owszem na treningu czasem mam i "zabawę" z nimi. Jeśli chodzi o bardzo zaawansowane maszyny grające różne piłki po całym korcie to sorry, ale nie widzę zupełnie sensu - toż to to samo co z człowiekiem za siatką, tylko... gorzej .
Ja jak gram z maszyną to w jedną część kortu i np. takie ćwiczenie jak tu już pokazywane, tj. z pachołkiem. Tyle, że raczej jest to tempo, gdzie trzeba naprawdę się śpieszyć, żeby nadążyć z odbieraniem tych piłek wyrzuconych przez maszynę. Powiedzmy, że tego sens jeszcze widzę bo nie mam zbyt czasu na planowanie tego jak sobie ułatwić ćwiczenie, a i samą kondychę to poprawia. W którymś filmiku tutaj gość ma piłki podawane tak wolno, że dochodzi do nich spacerkiem nieomal. Ja, po sobie, wiem że już to by było dla mnie złe bo po kilku piłkach już bym był zawsze gotowy do uderzenia dokładnie tam, gdzie piła zawsze spada.
Ja, szczególnie ostatnio, strasznie preferuję ćwiczenia, gdzie jest element nieprzewidywalności (no, na mączce zawsze jest...) upodabniający je do normalnej gry. Dlatego jakoś maszyna mi nie w smak, choć dostrzegam jakieś jej zalety, wydaje mi się jednak, że nauczyć się grać w tenisa grając z maszyną się nie da, ale co ja tam wiem...