Znów wyszło na minus
.
Telepie się człowiek z dwoma takimi, jeden ciągle chce się zatrzymywać na kawę, drugi gra w coś na komórce. Nuda.
Potem dociera człek na miejsce, tłok, korty mokre, znów tylko szopa
. W dodatku zakontraktowane trawiaste odwołali (ach, ci słowni warszawscy właściciele kortów
. Dobrze, że zdarzyło się to pierwszy raz, bo inaczej doszłoby do rękoczynów
). No i niestety nie trafiliśmy na siebie z TomemPL, cholera, po tylu grach miałem opracowane na niego zalążki strategii, a tu klops.
Pierwsza gra z ppeterem, z rozpędu zastosowałem strategię "natomową" i się jakoś przepełzłem do kolejnej rundy. Dziwne w sumie, bo rywal serwował mocno, na szczęście tylko w jednym gemie celnie (2 asy). Nie starczyło mu też chyba cierpliwości, bo uderzenie miał z obu stron poukładane.
Grill srill, sama kiełbasa i żeberka, żadnych sałatek, nie mówiąc o serniku
. Zapchał się więc człowiek z musu mięsnopodobną masą i dalejże, do szopy hej pasterze! A w szopie napalm, gorąco jak diabli
! Udało się przetrwać nawałnicę tylko dlatego, że trochę już grywam z wyczesem
. Dzięki, Szymon! Tak więc mocne i płaskie petardy kolegi odgrywałem z godnością osobistą czasem niżej, czasem wyżej, aż po jakimś czasie zatrzymywały się na siatce lub lądowały na minimalnym aucie. Dobrze też, że przybyła jego małżonka i mnie wsparła, zdając mu krótką relację z najnowszych trendów w zakresie patologii lewoskrętnych genotypów, co go do reszty rozproszyło i w ten oto sposób doczołgałem się do ćwierćfinału. Jedyny plus, że punkty z jesieni obronione
.
Georgia! Wdrażanie taktyki podszeptanej mi przez PiTsa nic nie dało, bo w tym przypadku "gra wstępna" trwała aż 6 gemów i zacząłem się sensownie poruszać dopiero w ostatnim, gdym już ledwo wyczerpany tym wszystkim stał na nogach. Na szczęście graliśmy już od 2:2, w ten sposób nie przegrałem do 0
. Muszę się teraz wystarać o adres tych jej byłych trenerów, znajomi pirotechnicy już kręcą lody.
I jeszcze ten TomPL. Wspomagany jakimś płynem (gdzie kontrola?! WADA, where are you??) dotarabanił się do finału psim swędem
. Przez to dojechałem do domu dopiero w niedzielę...
Na szczęście podobno to już ostatni TF w Warszawie, bo więcej na takie coś się chyba nikt o zdrowych zmysłach nie zapisze. 8 dych + koszty przejazdu, a w zamian... Wiecie co.