Fajnie się czyta te wszystkie teorie spiskowe z jednej strony oraz wytłumaczenia z drugiej.
Abstrahując od faktu, że w czystość całej czołówki, ze względu chociażby na statystykę nie wierzę, zapominacie chyba o jednej ważnej sprawie - treningu.
Ci, którzy mają/mieli styczność z zawodnikami grającymi w Tourze są w stanie potwierdzić, że ich tzw. prowadzenie się często daleko odbiega od naszego naiwnego wyobrażenia. Niekończące się imprezy, balety itp. są na porządku dziennym. Oczywiście opinię opieram na wiedzy o dalekim zapleczu czołówki, nie sądzę, żeby nie dało się jej jednak rozszerzyć na Top 100.
Profesjonalne podejście do treningu wydolnościowego (bo chyba ten element jest podstawą teorii) potrafi zmienić zawodnika o 180st. Nie tłumaczę nikogo, ale uprawiając dyscypliny oparte na wytrzymałości przez ładnych kilka lat mogę wysnuć wniosek, że da się to zrobić. Potrzeba niesamowitego samozaparcia, wytrzymałości na ból i mocnej psychiki. Szczególnie to ostatnie to podstawa.
Przykład z pływania - mając 15 lat trafiłem na obóz kadry. Wcześniej coś tam sobie pracowałem, nawet chwilami dosyć ciężko, ale miałem też szczęście trafić na trenera, który nie "zajeżdżał" małolatów. Na kadrze nie było zmiłuj się. Po 3 dniach treningów nie byłem w stanie samodzielnie wejść na 1 piętro hotelu, wnosili mnie (są świadkowie). Wymiotowałem po każdym treningu, a czasami w jego trakcie. W czasie 4 tygodni BPS-u (Bezpośrednie Przygotowanie Startowe) przepłynąłem łącznie dystans równy półrocznemu wcześniej, większość na 80-90% wydolności. Efekt - poprawa wyniku na 400m zmiennym (wybitnie wytrzymałościowy dystans) o 10%. W ciągu miesiąca!
Inna sprawa to możliwości - startowałem w pięcioboju z chłopakiem, który ze zdiagnozowaną (później) poważną wadą serca, która zakończyła jego karierę był w stanie przebiec 3km w terenie w czasie 9.15min. Miał bardzo prosty patent na bieg, ale bez niewyobrażalnie mocnej psychiki i wydolności nie do powtórzenia - startował jak do czterystumetrówki, umierał po kilometrze i dalej biegł "w trupa". GP Polski Kielce 1983. Nikt z pozostałych nie zbliżył się nawet do wyniku 9.40. Rok wcześniej ledwo mieścił się w środku stawki. Ktoś powie - był fenomenem, ja powiem, znając Go osobiście, że był przykładem do czego można dojść harując na granicy możliwości organizmu.
Czy ktokolwiek z Was podejrzewał Cilica? Czy on się jakoś szczególnie wyróżniał? Del Potro umierający po 3 gemach (z wyglądu) i kicający po korcie następne 2 godziny jest podejrzany? Nadal z kontuzjowanymi kolanami grający po półtoramiesięcznej przerwie nawet bez opasek - to jest powód do podejrzeń? Tworząc takie zestawienia możemy do jednego wora wrzucić wszystkich, z dowolnych powodów.
Jest tylko jeden sposób na oczyszczenie atmosfery, tylko nikomu na tym nie zależy - paszporty biologiczne i masowe kontrole. Oczywiście będą tacy, którzy znajdą lepszych lekarzy itd. W sumie "mi to tito" - ludzie chcą igrzysk, chcą widzieć cierpienie i odrodzenie, chcą walki. Na szczęście tenis to w olbrzymiej mierze sport techniczny i mentalny, więc króliczki Duracella nie mają zdecydowanej przewagi. Chyba, że spotykają się dwa króliczki - wtedy niech wygra lepszy. Podobnie jak w kolarstwie - w czasach Armstronga ( i przed, i po)
cała czołówka TdF była nakoksowana - wygrywał najlepszy z nich. Czas porzucić wyobrażenie o czystym sporcie i pozbyć się hipokryzji - w wyścigu farmaceutów też niech wygrywa najlepszy.