Chciałem zacząć tak jak ostatnio. Zamierzałem agresywną grą zepchnąć Drivera do defensywy i nie pozwolić mu wejść w uderzenie. Założenie wydawało się słuszne, ale tym razem rywal bardzo swobodnie wszystko przebijał, a z biegiem czasu zaczął wywierać presję płaskimi strzałami pod końcową. W rezultacie to u mnie wkradła się niepewność. Nie tylko nie radziłem sobie w obronie, ale popełniałem też proste błędy przy neutralnych piłkach.
Przy 0:2 już wiedziałem, że to nie przelewki. Postanowiłem zadbać o regularność i wydłużyć wymiany, by dać sobie czas na ogarnięcie się, jednak zmiany wciąż nie przynosiły efektu. W skróconej formule już pożegnałbym się z setem (1:4), a tak miałem jeszcze czas na kolejną zmianę taktyki. Zwykle preferuję grę w korcie (naleciałość z Orlika, gdzie brak wybiegu nie daje wyboru) i niepewnie czuję się daleko za końcową. Stwierdziłem jednak, że gra daleko z tyłu to moja ostatnia deska ratunku. Wiadomo, że piłka im dłużej leci tym bardziej zwalnia, zatem długie driverowe drajwy, które musiałem odbierać tuż po koźle i do których ledwie dobiegałem (lub nie dobiegałem), nie były już takie straszne. Oczywiście doszło niebezpieczeństwo, że nie dobiegnę do skrótów, ale te akurat Driverowi nie wychodziły. To był strzał w dziesiątkę! Rozpoczęła się moja dominacja i bez większych problemów wyrównałem (4:4).
Pewnie wszystko zakończyłoby się happy endem, gdyby nie to, że Driver też nie w ciemię bity. Skróty nie działają? Nie znaczy to, że nie można skracać. Driver zaczął długie uderzenia pod końcową urozmaicać piłkami płaskimi, ale lżejszymi i krótszymi. Takimi, które drugi kozioł miały jeszcze dość głęboko w korcie. Nie dość, że poprawna ocena ich długości zajmowała mi cenne ułamki sekund, to jeszcze musiałem odbierać je nisko nad ziemią i w biegu do przodu. W rezultacie miałem nad nimi niewielką kontrolę i popełniałem błędy lub przebijałem je pasywnie stwarzając Driverowi okazje do kontry. Miałem nadzieję na wyrównaną grę do końca seta, ale rywal brutalnie
ją rozwiał wykorzystując jedyną swoją piłkę setową (4:6). To był pierwszy od maja wygrany przez Drivera set.
Powoli zdawałem sobie sprawę, że jeżeli nie dołożę jeszcze czegoś od siebie, to przegram mecz. Przy 1:1 0:40 postanowiłem, że przestaję do siebie gadać.
Kiedyś hohvar powiedział mi, że gdy do siebie nie gada, to lepiej gra. I rzeczywiście podziałało. Pojawił się większy spokój i cierpliwość. Wyciągnąłem gema i uciekłem na 4:1, a potem przypilnowałem wynik (6:2).
W trzecim secie spokój pielęgnowałem w sobie (z różnym skutkiem
) aż do 5:3. Wtedy wydało mi się, że sytuacja jest opanowana. Obaj byliśmy zmęczeni i nie mieliśmy sił na mocne uderzenia. Drajwy Drivera mi już nie zagrażały, a w rywalizacji na regularność czułem się mocniejszy. Driver uwielbia grę płaską i mocną. Często grał tak do końca bez względu na zmęczenie. Tym razem jednak, tak jak i ja, podniósł piłkę i wzmógł regularność. I wychodziło mu to wspaniale!
Koniec końców doczłapalismy do tie-breaka. Tam też było równo, choć ja trzymałem się delikatnie z przodu. I tak sobie myślę, że o mojej końcowej wygranej nie zadecydowało to, że byłem tego dnia lepszy (bo w mojej ocenie nie byłem). Zadecydowało tych 14 meczów, które wygrałem z Driverem w tym roku, a szalę przechyliła jego malutka trema przed wygraną. Sam ją przecież odczuwam za każdym razem, gdy nadarza się okazja na niecodzienny sukces.
Bardzo dobry mecz Drivera. Oby tak jak najczęściej.
RoTTeN vs Driver (sparing)
2:1 (4:6 6:2 7:6(5))
2018 || sparingi: 13:0// stawka: 2:0 (tartan 10:0//0:0 || trawa 1:0//1:0 || mączka 2:0//1:0)
H2H || sparingi: 110:31 // stawka: 13:5 (hala 10:6//0:1 || tartan 74:17//4:1 || trawa 8:1//1:0 || mączka 18:7//8:3)