Marny ze mnie taktyk, ale wtrącę swoje trzy grosze.
Gra balonami jest tak efektywna, bo piłka w ruchu ma dwie składowe – poziomą i pionową, i wtedy ciężej ocenić jej lot. Ponadto przy uderzeniu, powierzchnia efektywna rakiety (przekrój efektywny) przy uderzeniu jest mniejsza i jest to dodatkowa trudność. Gdyby piłka spadała pionowo, to trzeba by zgoła otworzyć główkę rakiety, żeby piłkę w ogóle odbić…
De facto, balona trzeba odebrać w podobny sposób, żeby zwiększyć swoje szanse na zostanie w wymianie. Jedyne co można wybrać to moment uderzenia. Można to zrobić: 1) po koźle kiedy piłka spada – wtedy jest się daleko za linią i trzeba grać głęboko, 2) po koźle tuż po odbiciu. Wtedy łatwo popełnić błąd, bo główkę rakiety trzeba trochę domknąć. Jak domkniesz za dużo, to piłka w siatkę, jak za mało to aut. 3) Wejście w kort i drajw wolej (bez kozła). Osobiście najczęściej wybierałbym opcję 3. Skracasz wtedy czas reakcji przeciwnika, można się ustawić i zagrać do rogu po krosie, żeby mieć więcej miejsca. Ale nawet takie uderzenie trzeba grać z dołu, topspinem, żeby ją zmieścić w korcie. No i jednak cierpliwość.
W tenisie turniejowym nie ma się co obrażać, tylko grać to co przynosi sukces. I w tym względzie Gary ma absolutną rację.
Jest zupełnie całkowicie inną sprawą, czy taki tenis jest piękny. Nie jest. Jest nudny i brzydki, bo każda wymiana wygląda tak samo, albo prawie tak samo. Różnorodność zerowa. Jedynym pytaniem, jakie można sobie zadać jest to, kto wcześniej zepsuje.
Rozumiem frustrację, ale kto chce grać w turniejach, to musi to zaakceptować, bo nie można zadekretować, że wszyscy mają grać płaski albo co najwyżej topspinowy tenis.