„Z miłości do tenisa”: Perypetie Rafy

55

Po trzech miesiącach przerwy spowodowanej urazem, Rafael Nadal wznowił treningi. W kolejnym sezonie Rafa stanie przed najtrudniejszym wyzwaniem w swojej karierze – spróbuje wrócić na tenisowy szczyt. Analizę kłopotów zdrowotnych tenisisty przeprowadził na swym blogu „Z miłości do tenisa” Robert Pałuba, znany forumowiczom Tenis Net pod nickiem Robpal. Niniejszym zapraszamy do zapoznania się z tym interesującym tekstem, a także od odwiedzania i komentowania wpisów na blogu. tekstem

Przypadek kolan Nadala z pewnością jest fascynujący dla samych lekarzy. O historii jego urazów, udanych i nieudanych próbach leczenia, eksperymentalnych kuracjach, zastrzykach i podobnych praktykach można by napisać zapewne niejeden artykuł naukowy, który załapałby się do któregoś z czasopism na liście filadelfijskiej.

Zapalenie ścięgien? 10 dni terapii osoczem wzbogacanym płytkami krwi, kilka dni przerwy i zawodnik wraca na korty teoretycznie zdrów jak ryba. Dokładnie taką metodę Hiszpan zastosował w tym sezonie, kiedy podczas turniejów w Indian Wells i Miami kolana ponownie dały o sobie znać. Wymuszona przerwa okazała się być dodatkowo wymarzonym zrządzeniem losu, bowiem nieplanowany wcześniej odpoczynek spowodował, że na czerwonej mączce Nadal ponownie nie miał w tym roku konkurencji.

Były to jednak tylko środki doraźne. Rabunkowa gospodarka prowadzona wobec własnego organizmu, pogoń za rekordami, sławą i pieniędzmi, chęć ciągłego zwyciężania i walka o miejsce w tenisowym panteonie musiały w końcu odcisnąć swoje piętno. – Gdy dużo wygrywasz, ciężko jest przerwać – tłumaczył Nadal w wywiadzie udzielonym we wrześniu L’Équipe.

Kolana Hiszpana zaczęły kolejny bunt w najgorszym możliwym momencie ? przed półfinałem Rolanda Garrosa. Ale w takiej chwili, walcząc o siódmy triumf i pobicie rekordu Borga, mając przed oczami wizję Djokovicia wygrywającego czwarty turniej wielkoszlemowy z rzędu, zatrzymać się po prostu nie można. Kolejna porcja ?cudów medycyny? (tym razem zastrzyków przeciwbólowych), kolejne wygrane mecze, kolejny sukces w Paryżu i stałe już miejsce w historii dyscypliny.

Gdy Nadal padł zalany łzami na kort Philippe?a Chatriera po ostatnim punkcie finału, nikt nie miał wątpliwości: płacze jak dziecko, wzruszony wielkoszlemowym sukcesem, odniesionym po trzech kolejnych finałowych porażkach, pokonawszy rywala i własne demony.

– Może to nie były tylko łzy szczęścia – mówił kilka miesięcy później wuj i trener Rafaela, Toni Nadal. Cena, jaką przyszło Hiszpanowi zapłacić za ten sukces była gigantyczna.

Przeklęty Wimbledon

Nikt nie był przesadnie zdziwiony, gdy Rafa pożegnał się z imprezą w Halle już na etapie ćwierćfinału, nie sprawiając wrażenia zmartwionego porażką. Nadal, który po triumfach w Paryżu regularnie występuje w kolejnym tygodniu na kortach trawiastych (bez przerwy na odpoczynek), wielokrotnie – mniej lub bardziej bezpośrednio ? mówił, że ważny jest dla niego sam fakt rozegrania kliku spotkań na nowej nawierzchni, a nie końcowe zwycięstwo. Przekleństwem hiszpańskiego tenisisty został Wimbledon.

Jak można nazywać „przeklętym” turniej, który Hiszpan dwukrotnie wygrał? Turniej, który uczynił go lepszym tenisistą i podczas którego rozegrał jeden z najpiękniejszych pojedynków w historii białego sportu, po czterech latach wciąż pamiętany w każdym najdrobniejszym detalu?

Już w roku 2009 atmosfera wokół Nadala była napięta. Gdy po sensacyjnej porażce w IV rundzie Rolanda Garrosa przyznał, że zmaga się z poważną kontuzją kolan, przez wielu został wyśmiany, oskarżony o nieudolne tłumaczenia i nieumiejętność przegrywania z klasą, a etykietki symulanta nie pozbył się do dzisiaj. Kiedy dwa tygodnie później można było go zobaczyć na kortach londyńskiego klubu Hurlingham, rozgrywającego mecze pokazowe (będące w rzeczywistości ostatecznym sprawdzianem, czy kolano w ogóle wytrzyma trudy kolejnego turnieju), wątpliwości jeszcze bardziej się nasiliły, a apogeum osiągnęły, gdy Hiszpan nie przystąpił do obrony tytułu przy Church Road. W pamięci pozostały długa pauza i mnóstwo złych wspomnień.

W tym sezonie okoliczności wyglądały lepiej, przynajmniej z medialnego punktu widzenia. Gdyby nie natchniony Lukáš Rosol, Nadal miałby szanse przemknąć się chociaż przez pierwsze rundy imprezy i cała sytuacja przykułaby znacznie mniej uwagi. Tak się jednak nie stało.

Gdy Rafa schodził pokonany z kortu centralnego, ostatni raz unosząc rękę i dziękując publiczności za doping, chyba tylko jedna osoba na świecie nie była zaskoczona takim obrotem spraw – on sam. Miejsce, w którym odniósł największy sukces w karierze, zostało także areną, na której doznał najboleśniejszej porażki.

Przeczytaj cały wpis na blogu robpal.nakorcie.pl