Z kontuzją trzeba się układać

62

Duży turniej tenisowy, np. taki jak Wimbledon, to doskonała okazja, aby posłuchać wypowiedzi zawodników nie tylko o pięknie wygranych czy głupio przegranych meczach. To także pytania o kontuzje, o które niezwykle łatwo, ponieważ dla większości graczy sezon trwa od stycznia do połowy listopada. Ponad 20 turniejów w roku to norma.

Trzeba jeszcze pamiętać, że zawody tenisowe rozgrywane są na różnych nawierzchniach, różnymi piłkami, w różnych strefach czasowych i w zmiennych warunkach atmosferycznych. Słabo przygotowany organizm na pewno takiej dawki tenisa nie wytrzyma.

Podczas tegorocznego turnieju wimbledońskiego tenisiści mówili nie tylko o forhendach i bekhendach. O zdrowiu lub jego chwilowym braku także. Oto wypowiedzi kilkorga czołowych przedstawicieli tego zawodu.

Serena Williams (wróciła na kort po prawie rocznej przerwie w startach):

– Najgorszy był październik. Wtedy miałam podjąć decyzję, czy poddać się drugiej operacji. Lekarz poradził mi, żebym wróciła do domu, zaczęła się ruszać i zobaczyła, jak się poczuję. Biegałam i jeździłam na rowerze. Wtedy zdarzył mi się koszmarny wypadek. Jechałam za szybko, straciłam panowanie i upadłam. Rozcięłam sobie bark, ale na szczęście staw nie ucierpiał.

Od tamtej pory jeżdżę już tylko na rowerze stacjonarnym. Po każdej kontuzji zawsze się obawiam, czy znowu nie stanie mi się coś złego. Trzeba jak najszybciej pozbyć się takich myśli, żeby nie kusić losu. Lekarze pozwolili mi w końcu na wysiłek bez żadnych ograniczeń, fizycznie czuję się świetnie, trudniej było mi przestawić się mentalnie. Chwilkę mi to zajęło, zanim uwierzyłam, że znowu tu jestem.

Venus Williams (miała krótszą przerwę niż siostra – „tylko” od stycznia do czerwca):

– Do normalnego treningu wróciłam dopiero jakiś miesiąc przed Wimbledonem, bo rekonwalescencja trwała dość długo. Rozsądek mi podpowiadał, żeby niczego nie przyspieszać ani nie robić na siłę. Wolałam trenować pięć minut za krótko niż minutę za długo.

Rafael Nadal (miał kłopoty ze stopą już podczas zwycięskiego Roland Garros, ale nie zdążył wyleczyć tego urazu przed Wimbledonem):

– Jestem zadowolony z awansu do półfinału, ale moja stopa nie jest OK. Ale to jest Wimbledon i trzeba grać. Postanowiliśmy z lekarzem znieczulić bolącą okolicę. Przez pięć godzin nie czuję nic, więc mogę grać dalej. Dopiero po turnieju znajdę czas na porządną kurację. Ale to zupełnie inny uraz, w innym miejscu stopy, niż ten, który przydarzył mi się siedem lat temu w Estoril. Wtedy to była naprawdę poważna kontuzja, która wykluczyła mnie na prawie cztery miesiące. Jednak strach, zanim nie przeprowadziłem dokładnych badań, odczuwałem taki sam jak wtedy.

Andy Roddick (zapytany, co czuje, gdy z powodu kontuzji nie może grać na swoim normalnym poziomie):

– To bardzo frustrujące uczucie. Kontuzja nie daje komfortu gry, uniemożliwia grę instynktowną, ogranicza możliwości taktyczne. Właśnie to miałem kiedyś na myśli, mówiąc że nie lubię kompromisów. A z kontuzją trzeba się układać. Nie pozwala ona na wykorzystanie całego potencjału fizycznego, ale jeszcze gorsza jest dla psychiki świadomość tych ograniczeń. W sporcie granica między zwycięstwem a porażką jest bardzo cienka, a robi się jeszcze cieńsza, jeśli cokolwiek niedomaga.

Roger Federer (uchodzi w środowisku za wyjątkowy okaz zdrowia, którego nie imają się kontuzje):

– To nie jest tak, że kontuzje mnie omijają. Mam z nimi do czynienia od początku kariery. To prawda, że ostatnia sześciotygodniowa przymusowa przerwa w startach zdarzyła mi się 10 lat temu. Stało się to z powodu kontuzji pachwiny. Poza tym miałem mnóstwo drobniejszych urazów, takich jak skręcenie kostki. To całkiem normalne, zwłaszcza w turniejach Wielkiego Szlema, że trzeba grać nawet z bólem. Każdy tenisista musi się tego nauczyć.

Wydaje mi się jednak, że przez te wszystkie lata miałem sporo szczęścia, ale też byłem dość mądry i dlatego od 12 lat, z tym jednym wyjątkiem, mogę grać od stycznia do listopada we wszystkich turniejach, które sobie zaplanowałem. I jestem z tego dumny. Nauczyłem się słuchać swojego ciała. Dziś wiem, do czego mogę je zmusić, a do czego nie powinienem.

Łukasz Kubot (powtarza jak mantrę):

– Każdemu sportowcowi trzeba życzyć przede wszystkim zdrowia. Bez niego nie ma żadnych sukcesów.

Źródło: Mojakontuzja.pl
Artur St. Rolak