Kolejny dzień eliminacji wielkoszlemowego Wimbledonu dostarczył nam bardzo wielu emocji. W walce o awans do turnieju głównego spośród 6 reprezentantów Polski na placu boju pozostali tylko Kamil Majchrzak i Urszula Radwańska. Warto jednak nadmienić, że każdy z naszych reprezentantów pokazał kawał dobrego tenisa. Jednak zacznijmy po kolei. Chronologicznie pierwsza swoje spotkanie rozgrywała Urszula Radwańska. 30-letnia Polka mierzyła się z będącą w 2015 roku na 26. miejscu w rankingu WTA Anną Karoliną Schmiedlovą. Co ciekawe mimo tylu lat kariery obie panie nigdy wcześniej nie stanęły po przeciwnej stronie siatki. Polka do spotkania przystępowała uskrzydlona efektownym i bezapelacyjnym zwycięstwem w I rundzie eliminacji. Jednak w tych dwóch spotkaniach nijak nie można znaleźć punktów wspólnych. O ile tam Radwańska była stroną bezapelacyjnie kontrolującą wydarzenia na korcie, tak w drugim tegorocznym spotkaniu Polki na Wimbledonie obie panie pokazały, dlaczego całkiem niedawno należały do Top 30 rankingu WTA. I choć Słowaczka jest w rankingu ponad sto miejsc wyżej aniżeli Polka, to tutaj świetnie sprawdziło się przysłowie, że „rankingi nie grają”.
Młodsza z sióstr Radwańskich nie tylko bardzo dobrze returnowała niekiedy świetny serwis oponentki, ale co ważniejsze i kluczowe zarazem, mieszała grę, nie pozwalając rywalce złapać właściwego rytmu, czym długimi fragmentami doprowadzała ją do ogromnej frustracji. Obie panie mają wieloletnie doświadczenie w Tourze, ale dziś w decydujących momentach to Urszula zachowywała zimną krew, a ta pod koniec II seta miała rozstrzygające znaczenie. Szczególnie przykuwał uwagę dziesiąty gem drugiej partii, gdzie panie przez blisko dziesięć minut wymieniały się razami, czy też starały się zmusić rywalkę do popełnienia błędu. Wtedy Schmiedlova jeszcze się obroniła, jednak kilka chwil później po trzech piłkach meczowych zwycięstwo zostało zapisane na konto Radwańskiej, która tuż po spotkaniu nie ukrywała, że spodziewała się trudnej przeprawy.
Przede wszystkim Schmiedlova dziś bardzo dobrze serwowała. Miała wysoki procent jedynki, więc musiałam być bardzo skoncentrowana na returnie. Też nie zaczęłam dobrze, bo od wyniku 1:3. Potem się zorientowałam, że jej forhend jest troszkę słabszy, więc tam starałam się kierować więcej piłe, co przynosiło bardzo dobre rezultaty. Ze swojej strony starałam się ograniczać błędy własne. Chciałam też Bardziej urozmaicać grę slajsami, bo widziałam, że jak grałyśmy typowe „bum-bum„ to jej to odpowiadało. I to na pewno było również kluczowe.
Polka zauważa, że w Londynie czuje się świetnie i podkreśla, że teraz potrzebuje przede wszystkim regeneracji.
Dziś na korcie czułam się super, mimo tego, że parę wymian było dosyć długich i porządnie mnie przegoniła i faktycznie złapałam zadyszkę. Już chwilę później wróciłam do swojego właściwego rytmu. Bardzo wymagający mecz, ale dałam radę i mam nadzieję, że na jutro się zregeneruje.
Teraz Radwańska zagra z Amerykanką Danielle Lao. To jest po prostu kolejna przeciwniczka. Nie ważne, kto jest po drugiej stronie siatki. I tak zawsze chcesz wygrać.
Stawką tego spotkania będzie awans do turnieju głównego wielkoszlemowego Wimbledonu. Dla Polki, która czterokrotnie w Londynie meldowała się w II rundzie, byłby to pierwszy występ w jednym z czterech najważniejszych turniejów w tenisowym kalendarzu od I rundy Australian Open 2016.
Teraz czas przejść do spotkania, które obfitowało w wydarzenia tak na korcie, jak i poza nim. Kamil Majchrzak mierzył się z Marcelo Tomasem Barriosem Verą. Ważniejsze od samego suchego wyniku (zwycięstwo Very 6:4, 4:6, 7:6(4)) jest jednak to, przez co musiał przez kilka ostatnich dni przechodzić sam Kamil. Mierzył się nie tylko z rywalem, ale także z kontuzją. Oddajmy mu głos, bo rzuca to zupełnie inne światło na percepcję i odbiór samego spotkania.
Od początku eliminacji mam problem z nogą, ale nie jest on na tyle poważny, żeby uniemożliwiał mi grę. Starałem się to jakkolwiek przezwyciężyć. Wczoraj mi się udało, dzisiaj mi się już jednak nie udało. Nie uważam, żebym opadł z sił. Wszystko było w porządku, poza tym, że poruszałem się na pięćdziesiąt procent, a ciężko jest wygrywać mecze, jak się poruszasz na połowę swoich możliwości. Zamiast czterech kroków robisz jeden krok. Grałem po prostu za wolno. Niestety za mało piłek mu podbijałem i za mało mu życie utrudniałem. To nie było jednak związane z tenisem, a z poruszaniem się. Tenisowo myślę, że jest ok, ale bez odpowiedniego podejścia nogami, bez odpowiedniego ustawienia się, wybiegania i pracy w punkcie było ciężko.
Majchrzak odnosi się także do sytuacji w trzeciej partii, kiedy wszedł w gwałtowną wymianę zdań z sędzią stołkowym.
Mimo wszystko zostawiasz serce, wygrywasz punkt, a ktoś inny go zabiera. Wszyscy wiedzieli, że trzeci set jest najważniejszy. Wszyscy wiedzieli, że noga mnie boli, łącznie z moim rywalem. Wypruwam flaki po to, żeby przy 3:4 w tie-breaku, wygrać punkt, ale jednak go nie wygrać, bo sędzia nie jest w stanie dostrzec 15 cm autu. Emocje faktycznie mnie tak bardzo poniosły. W sumie pierwszy raz w życiu aż tak. To było coś nieprawdopodobnego i coś bez nazwy, bo potem ten tie-break by się zupełnie inaczej ułożył, jeśli byłoby po cztery, a nie pięć do trzech. Co z tego, że wygrałem punkt na 4:5, jak potem on zagrał dwie dobre akcje i do widzenia. Są pomyłki i są „pomyłki”. Są Turnieje i są turnieje. Można się pomylić przy 2:2 i 0:0, a można się pomylić przy 3:4 w tie-breaku przy swoim serwisie w trzecim secie turnieju wielkoszlemowego. Wiadomo, że ta pomyłka jest bardziej kosztowna i bolesna.
Mimo problemów zdrowotnych Polak zostawił całe serce i wszystkie siły na korcie. Nie pozwolił rywalowi na wypracowanie przewagi, cały czas trzymając się blisko i to pomimo dużych problemów z poruszaniem się. Tenis, sport ogólnie rzecz biorąc, nienawidzi gdybania, ale ten jeden raz należy powiedzieć, że gdyby w przygotowaniu do uderzenia Majchrzak mógł postawić kroków cztery, a nie tylko jeden to przebieg spotkania byłby z przekonaniem, niemal graniczącym z pewnością, diametralnie inny.
Dla Majchrzaka turniej jednak się nie kończy. Według rulebooka ITF na 2021 rok podczas turniejów wielkoszlemowych czterej najwyżej notowani w rankingu ATP „szczęśliwi przegrani„ są dolosowywani do głównej drabinki imprezy w przypadku wycofania się zawodnika, który udział w main draw miał już wcześniej zapewniony. Taka zależność zachodzi, bowiem z rywalizacji wycofał się Dominic Thiem. Tym samym Majchrzak wraz z Francisco Cerúndolo, Yasutaką Uchiyamą oraz Holenderem Botic Van De Zandschulp symbolizować będą cztery nazwiska w urnie i spośród nich jedno znajdzie się w turnieju głównym. Oczywiście, jeśli ktokolwiek w późniejszym terminie zrezygnuje z występu w Wimbledonie, kolejny lucky loser wchodzi na jego miejsce. Szanse Kamila należą więc do losu i wynoszą dokładnie 25%.
Rozmawiał i notował dla TenisNET: Piotr Dąbrowski