W pogoni za szczęśliwą siódemką – zapowiedź Australian Open

35

Ciemności za oknem i słońce wylewające się z ekranu – taki kontrast fanom tenisa kojarzy się jednoznacznie. To Australian Open, czyli dwa tygodnie naszej ciężkiej walki ze snem, która ma się jednak nijak do rywalizacji, jaką toczą tenisiści między sobą, a także z piekielnym australijskim upałem. Który z panów wyjedzie w tym roku z Melbourne w glorii chwały? Zapraszamy na zapowiedź męskich zmagań na Antypodach.

Prawdopodobnie niemała część fanów Rogera Federera dokładnie przed dwoma laty liczyła się z tym, iż w 2019 roku Szwajcar będzie wiódł już żywot tenisowego emeryta, a chyba tylko najzagorzalsi z nich wierzyli, iż na starcie tegorocznej edycji Australian Open będzie walczył o siódmy tytuł i stanie się samodzielnym liderem klasyfikacji triumfatorów. Maestro z Bazylei rok po roku wprawił w zachwyt tenisowy świat i po raz drugi z rzędu przystąpi do imprezy jako obrońca trofeum. Obserwacje z ostatnich miesięcy każą jednak umiejscowić go co najwyżej na drugim miejscu na liście kandydatów do podniesienia pucharu Normana Brookesa w ostatnią niedzielę stycznia. Na szczycie zestawień z przewidywaniami ekspertów oraz bukmacherów znajduje się Novak Djoković, który również ma nadzieję na rekordowe, siódme zwycięstwo. Obecność Serba i Szwajcara w finale to na pierwszy rzut oka najbardziej realny scenariusz, lecz nie brakuje graczy, którzy liczą na pokrzyżowanie im szyków.

Dominator wraca po swoje

Po wygraniu Wimbledonu oraz US Open lider rankingu ATP ponownie ożywił swoje nadzieje na dogonienie Rogera Federera w liczbie wielkoszlemowych skalpów. Belgradczyk do ulubionego i najbardziej zdominowanego przez siebie w obecnej dekadzie szlema przystępuje z dodatkową motywacją powetowania sobie dwóch ostatnich nieudanych występów w Melbourne. Sympatycy Serba mogą czuć lekki niepokój wywołany jego niespodziewaną porażką z Roberto Bautistą-Agutem w półfinale zawodów w Doha, ale jednocześnie powinni pocieszać się świadomością tego, że ich ulubieniec już niejednokrotnie podnosił poziom gry w najważniejszych momentach. „Nole” powinien jednak mieć się na baczności niemal od samego startu, gdyż już w drugiej rundzie może spotkać byłego finalistę Jo-Wilfieda Tsongę lub nieobliczalnego Martina Kliżana. Na etapie najlepszej szesnastki bardzo prawdopodobnym oponentem wydaję się być jeden z czołowych przedstawicieli nowego pokolenia Danił Miedwiediew, który powinien stawić solidny opór światowej „jedynce”. Wynikającym z rozstawienia rywalem w ćwierćfinale jest mistrz z Brisbane Kei Nishikori, co powinno być dobrą nowiną dla 31-latka z Belgradu, bowiem schodził on z kortu jako zwycięzca w 15 z 17 dotychczasowych potyczek z Japończykiem.

Setka na horyzoncie Federera

Mający na swoim koncie 99 tytułów Szwajcar, podobnie jak w dwóch poprzednich latach, „rozgrzewał się” w Pucharze Hopmana, prezentując się w nim z dobrej strony, o czym świadczy m.in. gładkie ogranie w spotkaniu finałowym Alexandra Zvereva. 37-latek z Bazylei nie powinien także przesadnie narzekać na los, gdyż nie zanosi się, aby napotkał na większe problemy w pierwszych trzech rundach. W walce o ćwierćfinał może za to skrzyżować rakiety z kolejnym z grona „następnej generacji”, Stefanosem Tsitsipasem, z którym również rywalizował w Perth, wygrywając po dwóch tie-breakach. Następnie Szwajcar może być bohaterem powtórki ubiegłorocznego finału, choć ostatnie problemy z kolanem Marina Cilicia każą ostrożnie podchodzić do jego szans w australijskiej imprezie. Kandydatami, by zająć miejsce Chorwata i po raz pierwszy zagrać o półfinał Wielkiego Szlema są chociażby sensacyjny zwycięzca halowych zawodów w Paryżu Karen Chaczanow, czy mistrz z Doha Roberto Bautista-Agut. Hiszpan zacznie turniej od meczu z kończącym w tym sezonie karierę Andym Murrayem i biorąc pod uwagę wypowiedzi Szkota o bólu, z jakim ciągle musi się zmagać, istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie to ostatni australijski występ 5-krotnego finalisty z Melbourne. Jeśli Federer potwierdzi świeżość oraz dyspozycję z pierwszych dni sezonu powinien poradzić sobie z każdym z wymienionych rywali i ponownie przystąpić do gry o finał.

Czy Alexander w końcu będzie Wielki?

Od dwóch sezonów obserwatorzy dyscypliny zastanawiają się czy już nadszedł czas na wielkie triumfy Alexandra Zvereva. Niemiec poza wywalczonym w bólach ćwierćfinałem Roland Garros 2018 jak do tej pory grał dużo poniżej oczekiwań w najważniejszych turniejach i jego postawa jest wielką niewiadomą. 21-latek z Hamburga wspomagany przez Ivana Lendla w wielkim stylu wygrał Finały ATP w Londynie, lecz czy będzie miało to przełożenie na jego występ w Australii i przełamanie bariery trzeciej rundy? Dodatkowym zmartwieniem „Saszy” musi być też to, iż w ostatnich dniach skarżył się na drobny uraz mięśnia uda oraz problemy z kostką. Z uwagi na to możliwe jest, iż mecz o czwartą rundę z doświadczonym i dobrze grającym w Sydney Gillesem Simonem będzie stanowił dla niego niełatwą przeprawę. Wspomnieć należy też o byłym mistrzu Stanie Wawrince, także będącym w tej części drabinki. Szwajcar nie miał jednak szczęścia w losowaniu i zmagania zacznie od spotkania z Ernestsem Gulbisem, a w razie wygranej czekać na niego będzie lepszy z pary Milos Raonic – Nick Kyrgios. W walce o życiowy rezultat w Wielkim Szlemie Zverev może napotkać na Bornę Coricia, co byłoby już bardzo dużym wyzwaniem, chociażby ze względu na trzy wcześniej poniesione porażki w meczach z Chorwatem. Z dystansem za to trzeba podejść do szans na konfrontację z Dominikiem Thiemem, który w Australii jak dotąd nie wyszedł poza najlepszą szesnastkę, a obecną kampanię rozpoczął nieudanymi występami w Abu Zabi oraz w Doha. Pokonanie tych przeszkód pokazałoby, że Niemiec wykonał kolejny postęp w rozwoju swojej kariery, ale czy byłoby go już stać na wygraną w formacie „best-of-five” z Novakiem Djokoviciem na „jego” terenie? Możliwe, że jeszcze byłoby na to za wcześnie.

Na co stać Rafę Nadala?

Dużym znakiem zapytania jest również dyspozycja Rafaela Nadala. Hiszpan nie rozegrał oficjalnego meczu od września, zmagając się w tym czasie z różnymi urazami, a z ostatnich 16 imprez na nawierzchni twardej, w których wystąpił lub do których był zapisany, ukończył zaledwie jedną. Dużym testem formy gracza z Majorki może być starcie w trzeciej rundzie z nową gwiazdą australijskiego tenisa Alexem de Minaurem, który przybędzie do Melbourne tuż po wygraniu premierowych w karierze zawodów ATP w Sydney. W swojej ćwiartce Nadal ma również Kevina Andersona, który po najlepszym sezonie w karierze ma apetyt na zrobienie kolejnego kroku i wiktorię w turnieju wielkoszlemowym. Awans do półfinału byłby dowodem na uporanie się 32-latka z Manacor z dolegliwości oraz oznaką dobrej dyspozycji, dzięki czemu fani tenisa na całym świecie mogliby liczyć na kolejny epizod jego rywalizacji z Rogerem Federerem.

Biało-czerwoni po sąsiedzku

Polscy kibice już na starcie zmagań mają powody do zadowolenia, bowiem po raz pierwszy od Wimbledonu 2014 w drabince głównej singla panów znajdzie się więcej niż jeden Polak. Co ciekawe, mogą oni spotkać się ze sobą już w drugiej rundzie, lecz obiektywnie patrząc, jest to mało realny scenariusz. Będącego w glorii mistrza challengera w Canberze Huberta Hurkacza czeka serwisowa wojna nerwów z weteranem światowych kortów, 39-letnim Ivo Karloviciem. Dużo trudniejsze zadanie czeka debiutującego w Wielkim Szlemie Kamila Majchrzaka, który w świetnym stylu przebrnął przez kwalifikacje. Polski numer dwa zagra z rozstawionym z „ósemką” Keiem Nishikorim. Japończyk wygrywając w Brisbane zasygnalizował wysoką formę na początku roku i wydaje się być tenisista poza obecnym zasięgiem piotrkowianina. Liczymy jednak, że możliwie wysoko postawi on poprzeczkę zawodnikowi z Shimane, a w drugiej rundzie to Hurkacz będzie miał okazję sprawdzić się na tle byłego finalisty US Open.