Pierwszy dzień wielkoszlemowego Wimbledonu nie mógł zacząć się lepiej dla reprezentantów Polski. Wszyscy nasi przedstawiciele w grze pojedynczej zameldowali się w II rundzie zmagań. Jako pierwsza swoje spotkanie rozegrała liderka światowego rankingu Iga Świątek, która krzyżowała rakiety z 33. w rankingu WTA Chinką Zhu Lin. Trzeba powiedzieć, że widać było, że rywalka była dobrze przygotowana i ograna na trawie. Przecież jeszcze niedawno grała w półfinale w Birmingham, gdzie rozegrała wartościowe spotkania z Czeszką Barborą Krejcikovą, czy Magdą Linette. 22-letnia Świątek po tym jak zakończyła udział w turnieju w Bad Homburg na półfinale przeszła badania, a następnie przeszła rekonwalescencję pod okiem swojego trenera przygotowania motorycznego – Macieja Ryszczuka. Ten wykonał świetną robotę, bowiem w poniedziałek na korcie Polka prezentowała się wyśmienicie. Chinka nie miała w tym spotkaniu za wiele do powiedzenia. Choć Świątek nie od razu weszła na najwyższe obroty, co całkowicie zrozumiałe, to z każdą kolejną piłką udowadniała wyższość nad swoją rywalką. Nieco wybić ją z rytmu mógł deszcz, ale po tym jak zasunięto dach nad kortem numer jeden raszynianka była już nie do zatrzymania. Występ w 2022 roku upłynął pod kierunkiem presji i ciągłych wyliczanek kolejnych tygodni bez przegranej. Teraz Świątek przystąpiła do zmagań na pewno ze spokojniejszą głową.
Myślę, że to był naprawdę solidny występ, więc cieszę się, że mogłam po prostu zagrać swoją grę i być w rytmie, mimo że była to pierwsza runda. Właściwie to nie mam doświadczenia z radzeniem sobie z takimi przerwami i wracaniu po 15 minutach. Chciałam zobaczyć, jak to będzie. Cieszę się więc, że poszło dobrze. Na moich ramionach spoczywał duży ciężar. Starałam się to przepracować, nie skupiać się na tym. Zwykle tak właśnie robię. Ja naprawdę nie patrzę na liczby czy statystyki. Ale nie było łatwo, zwłaszcza że wcześniej nie grałam w tamtym sezonie na trawie. Teraz czuję się znacznie swobodniej.
Rok 2022 i 2023 na Wimbledonie Polka opisuje jako diametralnie od siebie inne.
Ciężko porównywać ten rok i zeszły – wtedy po prostu nie czułam się komfortowo. Ciężko jest mi przypomnieć sobie jak się czułam, biorąc pod uwagę nawierzchnię, ponieważ było wiele innych rzeczy, nad którymi musiałam popracować. Ale wydaje mi się, że jest trochę mniej wietrznie. Czy jest wolniej? Zobaczę po dłuższym ograniu na kortach meczowych. Myślę, że ten rok jest dla mnie o wiele bardziej komfortowy. Na pewno wygrywając Wielkiego Szlema w tym roku, czuję się jakbym osiągnęła swój cel.
Faktycznie. Po Idze było widać spokój i pełne skupienie, które zaowocowało pewnym zwycięstwem 6:1, 6:2. Teraz rywalką 22-latki będzie Hiszpanka Sara Sorribes Tormo, ciekawie grająca 26-latka. To spotkanie w środę.
W II rundzie zmagań przy Church Road jest także Magda Linette, która rozegrała świetny mecz przeciwko Szwajcarce Jil Teichmann. Wygrana w niespełna półtorej godziny była poznaniance bardzo potrzebna pod względem mentalnym, szczególnie biorąc pod uwagę niedawną kontuzję i walkę z czasem, by zdążyć na turniej główny Wimbledonu. Wszystko zakończyło się po myśli Linette, ale samo spotkanie, szczególnie na początku, było dla Polki wymagającym wyzwaniem.
Jil zaczęła bardzo dobrze ten mecz, nieźle serwowała, więc cieszę się, że udało mi się zostać w moich gemach serwisowych z przodu, nie cofałam się i cały czas mimo wszystko dyktowałam warunki na korcie. Myślę, że w drugim secie zaczęłam grać troszkę swobodniej. Próbowałam przedłużać wymiany na tyle na ile mogłam. Szwajcarka grała naprawdę bardzo dobrze, więc nie mogę sobie wiele zarzucić.
Polka po tym jak wycofała się z turnieju w Birmingham miała niespełna dwa tygodnie, żeby właściwie przygotować się do rywalizacji na legendarnych trawnikach Wimbledonu. Udało się, choć jak podkreśla poznanianka wciąż jeszcze potrzebuje nieco czasu.
W końcu mogę z powrotem biegać tak, jak potrafię, bo to pozwala mi zostawać bardzo długo w wymianach i wciąż odgrywać kolejną piłkę i przedłużać wymiany, a to z pewnością z perspektywy całego spotkania robi różnicę. Do pełnej sprawności jeszcze troszkę brakuje, ale jest coraz bliżej.
Imponujące otwarcie Wimbledonu ma za sobą Hubert Hurkacz, którego spotkanie z Hiszpanem Albertem Ramosem Vinolasem również przerywane było opadami deszczu. Wielkie doświadczenie wrocławianina zaprocentowało i nie było w ogóle widać, by Polak został jakkolwiek wybity z rytmu.
Pierwsze mecze nigdy nie są łatwe. Jestem bardzo zadowolony z tego jak grałem, jakie podejmowałem decyzje. Oczywiście nie jest to jeszcze to, gdzie chcę być z moją grą, ale na pewno jest dużo pozytywów. Myślę, że przerwa nie wpłynęła na moją grę. Cały czas grałem solidnie. Dobrze serwowałem, a jeżeli miałem okazję to atakowałem jego serwis z returnu. Dzięki temu, że wywierałem na nim presję on popełniał parę błędów, ale ogólnie bardzo się cieszę z pierwszego zwycięstwa w tym roku na Wimbledonie.
Po wygranej 6:1, 6:4, 6:4 nad Hiszpanem teraz rywalem Polaka będzie Jan Choiński. We wtorek jedynym polskim akcentem będzie spotkanie Magdaleny Fręch z Tunezyjką Ons Ons Jabeur. Ten mecz na korcie numer jeden około godziny 14 czasu polskiego.
Z Londynu: Piotr Dąbrowski