Roger Federer gra swój domowy turniej

58

Tutaj przyszedł na świat, tutaj się wychował i stawiał pierwsze tenisowe kroki. Dopracowując swój tenis do perfekcji z czasem został tenisowym Mistrzem, później Legendą, dzisiaj bardzo często określany jest mianem Geniusza. Może nie jest już tak skuteczny jak kiedyś, ale ilekroć wraca do hali Świętego Jakuba,  zgromadzona tam widownia doświadcza licznych chwil pokazu wielkiego kunsztu swojego faworyta, ocierającego się chwilami o tenisową magię.

8 sierpnia 1981 roku, godzinie 8:40 miejscowego czasu. Wtedy w jednym z bazylejskim szpitali Pani Lynette urodziła syna, Rogera. Drugie z dzieci Państwa Federer (wcześniej na świat przyszła Diana – starsza siostra Rogera) od najmłodszych lat przejawiało chęci do sportowej rywalizacji. Początkowo tenisowa pasja przegrywała z tą piłkarską, jednak z czasem Roger postawił na profesję, która pozwoliła mu być dziś postrzeganym jako ikona sportu. Nie porzucił jednak piłki. Cały czas jest czynnym kibicem swojego ukochanego klubu – FC Basel. W październiku Federer był gościem na meczu Ligi Mistrzów pomiędzy Manchesterem United, a „FCB”, a w sobotę oglądał z wysokości trybun mecz ligi szwajcarskiej, który jego drużyna wygrała 4-1 z Grasshoppers  Zurich.

Pierwszy raz podczas tego weekendu 30-letni dziś Federer nawiązał do tak ukochanych czasów dzieciństwa i młodości w piątek. Odwiedził wówczas bazylejski klub tenisowy, w którym zwykł trenować. Trzecim, najważniejszym akordem będzie z pewnością występ w rozpoczynającym się dziś turnieju Swiss Indoors. Kilkanaście lat temu młody Roger był tutaj chłopcem od podawania piłek. Jak każdy z jego rówieśników biegających pomiędzy sławami tenisa grającymi na korcie, marzył, by kiedyś zagrać w tym najsłynniejszym turnieju tenisowym w Szwajcarii. Jego marzenie spełniło się z nawiązką, pomimo, iż  oficjalny debiut w dorosłym tourze przypadł na inną imprezę w rodzimych granicach – zawody w Gstaad. W 1998 roku w tym górskim kurorcie Federer przegrał z pierwszej rundzie z Lucasem Arnoldem Kerrem 4-6 4-6. W tamtym momencie niezapomniana kariera chłopaka z Bazylei na szczeblu ATP została oficjalnie rozpoczęta.

Na początku października 1998 roku 17-letni Federer debiutuje w swoim domowym turnieju, tym razem w roli jednego z głównych aktorów meczu tenisowego. Przegrywa 3-6 2-6 z Andre Agassim. „To wielki talent, może osiągnąć bardzo wiele” – mówił wtedy Amerykanin. Parę lat później w jednym z wywiadów Agassi został zapytany o tamtą wypowiedź. Odparł, że doskonale pamięta tamtą chwilę, ale przyznał też, że za nic w świecie nie przypuszczał, że dawał wtedy lekcje przyszłemu najbardziej utytułowanemu zawodnikowi w historii dyscypliny.

W kolejnych latach Federer poprawiał swoje wyniki w domowym turnieju. W 1999 roku przegrał w 1/4 finału z Timem Henmanem, rok później dotarł do wielkiego finału, gdzie w 5 setach nie sprostał Thomasowi Enqvistowi. W 2001 roku wygrał swój pierwszy turniej ATP w Mediolanie, później odniósł pierwsze spektakularne zwycięstwo w swojej karierze, pokonując Pete’a Samprasa na Wimbledonie. Do Bazylei przyjeżdżał więc z wielkimi nadziejami – chciał wygrać cały turniej i nawiązać do pięknych osiągnięć swoich rodaków: Michaela Burgenera z 1972 roku i Jakoba Hlaska z roku 1991. Zmotywowany Federer dotarł po raz drugi z rzędu do finału, gdzie ponownie przegrał, tym razem w 3 setach z Henmanem. To był bardzo bolesny cios. 20-letni chłopak, płaczący za plecami organizatorów, z nagrodą pocieszenia w ręku – ujmujący widok, po raz pierwszy naprawdę pokazujący jak wrażliwym i wylewnym człowiekiem jest szwajcarski tenisista. W kolejnych latach ten obrazek stawał się coraz bardziej powszechny, jednak to tamten szloch z hali Świętego Jakuba z roku 2001 przyprawił Federerowi lwią część sympatyków.

Peter Lundgren, współtwórca pierwszych poważnych sukcesów Federera i główny świadek transformacji wielkiego talentu w wielkiego Mistrza wyraźnie podkreśla moment triumfu Federera w Wimbledonie. „Wimbledon 2003 zmienił wszystko” – mówi. W podobnym tonie wypowiadają się rodzice Szwajcara i rodzima praca. „Uświadomił wtedy sobie, że jest wystarczająco dobry” – słyszymy w jednym z filmów przedstawiających historię pierwszego tenisisty Szwajcarii. Po tamtym sukcesie przychodziły kolejne, ale skalpu w hali Świętego Jakuba wciąż brakowało. Znakomite lata 2004 i 2005 kończyły się poważnymi urazami, które eliminowały Federera z gry w swoim domowym turnieju. Okres wyczekiwania na szwajcarski sukces w Bazylei się wydłużał, jednak 2006 rok nagrodził cierpliwość miejscowej publiki. Federer, wtedy 9-krotny Mistrz turniejów wielkoszlemowych, pokonał w finale Fernando Gonzaleza i zapisał się w historii tego szanowanego turnieju. „Od chłopca do podawania piłek po Mistrza turnieju” – pisano, co zresztą do dziś jest hasłem przewodnim turniejowego profilu na stronie ATP. Kolejne lata przyniosły kolejne sukcesy. Drugi tytuł, wywalczony w 2007 roku (po pokonaniu Jarkko Nieminena) przypieczętował 4 z rzędu status Mistrza ATP i gwarancję liderowania męskim rozgrywkom przez okres przerwy międzysezonowej. Z kolei triumf w 2008 roku był idealnym lekarstwem na serię niepowodzeń, które osiągnęły szczyt podczas finału Roland Garros, Wimbledonu i na Olimpiadzie – słabej w wykonaniu człowieka, który był wtedy bardzo blisko wielkoszlemowego rekordu Samprasa.

Wspomniany rekord Federer pobił w lipcu 2009 roku, po raz 6 wygrywając Wimbledon. 15 Szlemów, ponowne miano lidera rankingu, upragniony tytuł na Roland Garros, wreszcie zmiana stanu cywilnego i narodziny dwóch córek – to wszystko znakomicie oddawało nastrój w jakim Federer przybył po 4 kolejny tytuł w Hali Świętego Jakuba. W międzyczasie rozpisywano się o zamiarze zmiany nazwy obiektu na „Roger Federer Arena”. Piknikowa atmosfera została jednak mocno popsuta przez Novaka Djokovicia. Serb pokonał po 3-setowym finale faworyta gospodarzy, dodając jednak pokonanemu wielkiej motywacji przed kolejną edycją Swiss Indoors.

Rok później, a 12 miesięcy temu, Federer także zagrał z Djokoviciem w pojedynku finałowym. Tym razem wygrał, zapisując kilka istotnych wyczynów na karcie swoich wielkich tenisowych dokonań:

– 4 tytuł w Bazylei (samodzielny rekordzista),

– 7 rozegrany finał w Bazylei (poprawił ustanowiony rok wcześniej rekord),

– 9 turniej tenisowy, który Federer wygrał minimum 4 razy (Australian Open, Dubaj, Hamburg, Halle, Wimbledon, Cincinnati, US Open, Bazylea, Turniej Mistrzów),

– 65 tytuł w karierze (wyprzedził na liście wszech czasów Pete’a Samprasa).

Tegoroczna edycja to tradycyjnie ważny przystanek w kalendarzu miejscowego Mistrza. Pomimo niezłej gry na przestrzeni całego roku Roger po raz pierwszy od 9 lat nie wygrał żadnego z 4 turniejów wielkoszlemowych, a jego dorobek turniejowy w 2011 jest niezwykle skromy: 1 tytuł, wywalczony w pierwszym tygodniu sezonu na kortach w Doha.

Dziś o godzinie 18:30 naszego czasu Roger Federer rozpocznie swój mecz z Potito Starace, który będzie pierwszym z pięciu kroków, jakie 4 zawodnik rankingu ATP musi wykonać, by po raz kolejny udowodnić sobie i swoim kibicom, że wciąż potrafi wygrywać.