Profesor i uczennica lepsi od finalistów US Open

53

Uwaga. Zagadka. Jeden to dwukrotny mistrz wielkoszlemowy w grze podwójnej. 36 lat, 191 cm, nie siada między gemami, pracuje za dziesięciu. Dwa to ona, mistrzyni Wimbledonu juniorek, 176 cm (choć wydaje się więcej), czytać lubi, nudzić się nie lubi wcale. Musi cały czas coś robić. A, no i jest przesądna.

Wiem, trochę to za proste, ale co łączy Łukasza Kubota i Igę Świątek? Ano to, że oboje wystąpili na jednym korcie po tej samej stronie siatki. A miało to miejsce podczas I rundy turnieju gry mieszanej, do którego wspomniana dwójka dostała się dzięki dzikiej karcie do turnieju głównego. Swoją drogę kilkadziesiąt godzin wcześniej Łukasz Kubot mówi po wyjściu z konferencji prasowej „Zerknij do drabinki miksta, będzie miła niespodzianka”. Myślę: „Ok, pewnie jakąś mocną partnerkę sobie dobrał”. I w sumie się nie pomyliłem, bo jakiś czas później dowiedziałem się, że grać będzie z mistrzynią Wimbledonu 2018 juniorek. Pewnie to też miało nie mały wpływ w przekonaniu dyrektora turnieju Craiga Tiley’ego do przyznaniu naszej parze dzikiej karty.

Na spokojnie, luźnym krokiem, bo w kompleksie Melbourne Park nie dzieje się jeszcze zbyt wiele, para Kubot/Świątek idzie szybkim krokiem przez podziemia Rod Laver Areny na kort numer osiem. Tam już czekają rywale. Także nie byle jacy, bo finaliści US Open 2018 w mikście – Alicja Rosolska/NIkola Mektic.

Wchodzą na kort, rozgrzewka. Wiadomo, po to, aby dogrzać organizm, ale tutaj ma także walory treningowe, gdyż jak przypomina Łukasz Kubot wcześniej po prostu nie było czasu, czy możliwości do wspólnego treningu. Więc te minuty rozgrzewkowe są jeśli nie podwójnie, to nawet potrójnie cenne. Wcześniej Łukasz Kubot poinstruował swoją 19 (!) lat młodszą partnerkę jak powinna zachowywać się pod względem taktycznym i na kort wyszli wspólnie z wysoko podniesioną głową.

Łukasz generalnie ustalił taktykę, której się trzymaliśmy i przyniosła zamierzony skutek – opowiadała już po meczu Iga Świątek. A wyszli na nie byle kogo, bo Alicja Rosolska i Nikola Mektic to bardzo zgrany, rozumiejący się i znający duet. Tenisowa chemia, która jest między zawodnikami dała o sobie znać podczas US Open 2018, gdzie dotarli do finału. – Właściwie, jak zobaczyłam losowanie, to wręcz było mi trochę smutno, bo moja gra deblowa to jest zasługa Ali i Klaudii Jans. One wytłumaczyły mi, jak się zachowywać na korcie, kiedy przechodzić, a kiedy nie. Takie podstawy deblowe. Jest mi trochę szkoda, ale takie jest losowanie. Ale w sumie w tenisie nie ma sentymentów.

Polska para miała nie tylko niewiele czasu na ustalenie taktyki na pierwszy mecz gry mieszanej, ale także jeszcze mniej na wspólne treningi.

Z treningu to rozegraliśmy tylko rozgrzewkę, bo wcześniej nie było ku temu szans dlatego, że Iga grała singla i dowiedzieliśmy się na ostatnią chwilę, że gramy miksta. Poza tym ja jeszcze jestem w grze deblowej, która jest priorytetem. Mnie cieszy, że się rozumieliśmy na korcie. Może jeszcze nie jeżeli chodzi o taktykę, bo na to potrzeba czasu, żeby się zgrać, ale chodzi o energię i uważam, że Iga tutaj zdała egzamin. Jak to się mówi pierwsze koty za płoty. Fajnie, że czasami nawet lepiej serwowała ode mnie. – mówił Łukasz Kubot.

Ala Rosolska to także półfinalistka Wimbledonu z zeszłego roku w deblu. W 2017 Chorwat doszedł do półfinału tego turnieju, a później dorzucił jeszcze 1/2 finału Rolanda Garrosa. Nie dziwi więc, że spotkanie stało na bardzo wysokim poziomie. Wymiany często były bardzo zacięte, kąśliwe i często finezyjne technicznie. Faktycznie, wspomniana przez Igę strzelnica to niemal idealny opis tego, co działo się przy siatce. Wysoka dyspozycja obu par na serwisie oraz twardo trzymany return pozwoliły oglądać długie, dostarczające wiele tenisowej satysfakcji akcje. Kubot chwali swoją partnerkę.

Iga jest młodą utalentowaną zawodniczką. Pewnie słyszała to nie raz, ale jest takim diamentem, który trzeba będzie szlifować jeżeli chodzi o karierę przede wszystkim singlową. Wierzę, że to będzie osoba, która przyniesie nam bardzo wiele radości. Tak kibicom przed telewizorami, jak i nam na żywo. Dla mnie to też jest wyróżnienie, że mogę być z Igą po jednej stronie siatki. Będę kiedyś mieć super wspomnienia. Znam jej silne i słabe strony, ale nie powiem i zachowam to dla siebie, bo rywale mogą to wykorzystać. Jest bardzo dużo atutów, przede wszystkim to, że umiemy znaleźć wspólny język i jest bardzo dobra energia między nami.

Świątek opowiada, że dosyć znacznie zdziwiło ją tempo wymian. – Na początku byłam trochę onieśmielona. Na pewno pod względem szybkości gry, bo gdy stanęłam na siatce, to poczułam się jak na strzelnicy. Później zrozumiałam, że w takim tempie jest nawet łatwiej grać, bo się nie myśli, tylko gra się intuicyjnie, zwłaszcza na siatce.

Mecz był na tyle wyrównany, że po dosyć jednostronnych setach z obu stron zwycięzcę musiał wyłonić super tie-break grany do dziesięciu. W nim górę wzięła pewna ręka Igi Świątek i cierpliwość oraz zimna głowa Łukasza Kubota. 6:1, 2:6, 10-5 i spotkanie zakończyło się na korzyść Kubota i Świątek. Teraz jednak oddajmy głos Alicji Rosolskiej, która kilkunastoma świetnymi akcjami pokazała dlaczego należy do grona najlepszych deblistek świata.

Wydaje mi się, że zagraliśmy naprawdę bardzo dobry mecz i każdy z nas pokazał się z jak najlepszej strony. Mieliśmy szansę nawet na przełamanie Łukasza w pierwszym gemie, którego nie wykorzystaliśmy i niestety wszystko w pierwszym secie poleciało w drugą stronę. Myślę, że właśnie tam zgubiliśmy drogę. W drugim secie returnowaliśmy bardzo dobrze i odwróciliśmy losy, potem pokazał super tie-break, że jednak Łukasz i Iga serwowali lepiej i returnowali lepiej. Na pewno bardziej agresywnie i to zaważyło, że wygrali w końcówce. Lepiej żeby Polacy mnie pokonali, niż ktoś z zagranicy. Fakt, że Łukasz jakoś za bardzo we mnie nie strzelał, spodziewałam się agresywniejszej gry, jego zagrań z returnu po linii. Nie wiem, czy miał taką taktykę, czy czasami zwolnił tempo, żeby w inny sposób wygrać piłkę. A jeżeli chodzi o jego serwis to byłam pozytywnie zaskoczona, że go returnowałam.

Co ciekawe, po meczu zobaczyliśmy słynnego kankana Łukasza Kubota. Pomysł z kankanem był mój. Chciałam to zrobić na sam koniec. Szczerze mówiąc nie wiem, czy Łukasz chciał, ale trochę go przycisnęłam (śmiech). Cała taktyka na korcie i odpowiednie podejście do meczu to zasługa Łukasza. Występ z nim w parze to nie tylko ogromne doświadczenie, ale też mam nadzieję, że jeszcze nie raz będziemy mieli okazję razem zagrać. Jeżdżę na turnieje wielkoszlemowe od dwóch lat. Ten jest akurat sieniorski, ale z drugiej strony już czuję się częścią tego świata. Więc teraz to nie było tak, że ręce mi się trzęsły. Po prostu się cieszyłam, że mam taką okazję nie przeżywałam. – zakończyła Świątek.

Dodajmy, że Polak ma zwyczaj odtańczenia swojego charakterystycznego tańca radości zwykle przy okazji znaczących i ważnych dla niego zwycięstw. Możemy założyć, że wygrana nad Alicją Rosolską i Nikolą Mekticiem z Igą Świątek po jednej stronie siatki właśnie taka była.

Bardzo nam zależało byśmy tutaj zagrali i akurat tak los chciał, że graliśmy przeciwko Ali. Chorwat miał dzisiaj trzech Polaków na korcie. Na pewno zwycięstwo cieszy, wiedzieliśmy, że para Alicja i Nikola to są finaliści z US Open, są dobrze zgrani i mają swoje ustawienia, gdzie w pierwszym secie, który im nie wyszedł zmienili taktykę i zaczęli grać ustawienie australijskie. Przewidywany super tie-break okazał się dla nas dzisiaj skuteczny. Mnie cieszy to, że mieliśmy z Igą bardzo dobrą energię i mimo tego, że nie czuje się ona komfortowo na stronie forhendowej to i tak jesteśmy zadowoleni, że wygraliśmy tą ostatnią piłkę i jesteśmy dalej w turnieju wielkoszlemowym. Wierzę, że w następnym meczu też będą fajne emocje. – kończy Polak.

——————————————————————————–

I tak, widziałem mecz Tsitsipasa z Federerem. Ładny, a Roger przynajmniej wraca na mączkę.

Z Melbourne dla TenisNET: Piotr Dąbrowski