Priorytetem jest funkcja kapitana reprezentacji – rozmowa z Mariuszem Fyrstenbergiem

91

Przy pustych trybunach Kalisz Areny polska reprezentacja pokonała Hongkong 4:0 w ramach rozgrywek Pucharu Davisa. Pomimo braku wsparcia kibiców oraz nieobecności najwyżej notowanych tenisistów, gospodarze wywiązali się z roli faworytów, wygrywając wszystkie pojedynki.

Poza Kacprem Żukiem, Szymonem Walkowem, Janem Zielińskim i Maksem Kaśnikowskim, którzy zaliczyli udany debiut w narodowej kadrze, również Mariusz Fyrstenberg odnotował w bardzo dobrym stylu zainaugurował swoją przygodę z reprezentacją na nowo. Po wielu latach gry dla drużyny, meczem z Hongkongiem „Fryta” zaliczył debiut w roli kapitana biało – czerwonych.

Jak podsumujesz całe zgrupowanie kadry zakończone meczem w Kaliszu?

Mariusz Fyrstenberg: To co najważniejsze, to atmosfera w szatni była świetna. Każdy zawodnik ma do siebie dużo szacunku. Powrót Jurka Janowicza był wielką atrakcją, występ Michała Przysiężnego w roli szkoleniowca i dużo, dużo więcej. Mamy wielu debiutantów, ludzi, którzy ze sobą nigdy nie pracowali, ale wyszło na to, że świetnie się dogadujemy i wzajemnie wspieramy. Widać było za ławką, że każdy to bardzo przeżywa. Było dużo więcej nerwów niż normalnie, ponieważ mamy jakby nie patrzeć czterech debiutantów. Kacper Żuk pewnie wygrał pierwszy mecz, nasi debliści i Maks Kaśnikowski, nasz szesnastolatek, który wypadł wyśmienicie, więc tak naprawdę wszyscy poza Jurkiem grali takie mecze po raz pierwszy. Jestem naprawdę zadowolony z tego zgrupowania. Dużo trenowaliśmy, przed meczami zrobiliśmy sobie troszeczkę luzu. Organizatorzy zapewnili nam bardzo dobre zakwaterowanie, w ogóle Kalisz stanął na wysokości zadania. Jedynie szkoda, że publiki nie było, szczególnie w kontekście Jurka Janowicza, który musi mieć publikę za sobą. Nie jest odkryciem, że jest to showman i musi grać dla kogoś. Tego najbardziej żałujemy, ale patrzymy w przyszłość, bo we wrześniu kolejny mecz i wiadomo, że skład może się różnić, ale jeszcze sporo czasu do tego wyboru.

Już po ostatniej piłce, więc najlepsza pora, żeby zapytać jak ci się podoba funkcja kapitana? Poza czterema debiutantami na korcie, to również był twój debiut.

Nie patrzę na swoją funkcję jako kapitan głównodowodzący, ale są rzeczy poza kortem i treningami. Chodzi tu o zadania logistyczne i organizacyjne, które tak naprawdę zawodników nie obchodzą i tutaj trzeba właśnie wszystko połączyć. Pamiętajmy, że mamy pięciu zawodników, każdy ma własne plany, inne oczekiwania wobec treningu, no i w końcu każdy ma inne ego. To jest bardzo ważne, żeby to wszystko połączyć, żebyśmy się lubili. Jestem bardzo zadowolony z tego, jaką mamy reprezentację i jakich mamy zawodników. Mamy przecież jeszcze Huberta Hurkacza, Kamil Majchrzak przyjechał do nas kontuzjowany, Łukasz Kubot również teraz nie grał w kadrze. Oprócz tych zawodników topowych, że mamy innych zawodników, którzy bardzo fajnie grają i to jest bardzo optymistyczne.

Nie boisz się przez to, że ten dobrobyt może się okazać dla ciebie problemem we wrześniu?

Już teraz było mi ciężko. Nie ukrywam, że nie są to łatwe rozmowy, szczególnie, że wszyscy znamy się osobiście od wielu lat. To jest chyba najgorsza część roli kapitana reprezentacji, ale myślę, że taka już jest jego rola niezależnie od dyscypliny sportu.

Czy przyjęcie roli kapitana reprezentacji wpływa na przyszłość challengera Sopot Open, w którym pełnisz funkcję dyrektora świata ekologii?

Świat ekologii dalej będzie w Trójmieście (śmiech). Nie wiem jeszcze dokładnie gdzie, ale na pewno widzimy się na trójmiejskich kortach w lato. Poza tym wspieram dwóch zagranicznych tenisistów: Tima Puetza (Niemcy) i Fredrika Nielsena (Dania) i myślę, że jeszcze kilka tygodni z nimi spędzę, ale oczywiście priorytetem jest funkcja kapitana reprezentacji. Może nawet wykorzystam współpracę i wyjazdy z zagranicznymi zawodnikami, żeby wspierać na tych samych turniejach naszych zawodników i to byłoby już rewelacyjnie.

rozmawiał Marcin Stańczuk